Co z tego, że masz rację, gdy jesteś niewiarygodny?

Tematyka perswazji i mechanizmów komunikacji pojawia się zazwyczaj w kontekście wciskania ludziom kitu pod pozorem faktów. Jak jednak pokazują ostatnie dni, ich nieznajomość może skończyć się kompromitacją także słusznych pomysłów.

Koronawirus to przykrywka do wprowadzenia zabójczej technologii 5G?

A może stworzony przez Billa Gatesa wstęp do programu masowej inwigilacji? Albo pretekst do skompromitowania ruchów antyszczepionkowych które głoszą „niewygodną prawdę” (podkreślam: niewygodną!? Czy raczej… no, nieważne. Nie jest moim celem wymienianie tu wszelkich możliwych teorii spiskowych obrosłych wokół wirusa, zwłaszcza, że to dosyć nudne zajęcie: pewne środowiska tak mają, że wszędzie widzą spiski i to zresztą dosyć schematyczne. Ekonomia myślenia nakazuje z góry traktować takie towarzystwo jak zepsuty zegar: z dużą dawką sceptycyzmu. Ale nawet zepsuty zegar dwa razy na dobę się nie myli…

Kilka miesięcy temu wrzuciłem tu tekst o tym jak foliarze mogą sprawić, że prawdziwe zagrożenie zostanie zignorowane, kiedy będą mieli rację. Wiele wskazuje, że ten scenariusz właśnie się sprawdza.

W ostatnich dniach na ulicach Warszawy mieliśmy gwałtowne protesty przedsiębiorców domagających się odmrożenia gospodarki. Moim zdaniem to nic dziwnego – od początku nikt nie powiedział konkretnie ile ta cała „kwarantanna” ma trwać i na co właściwie czekamy siedząc w piwnicy. No, chyba, że uwierzono, że nie umrzemy z głodu czekając kilkanaście miesięcy na szczepionkę…

Tyle tylko, że do mediów przebił się inny komunikat.

Do protestu przyłączyło się bowiem towarzystwo od 5G, szczepionek i innych szuryzmów. Oba środowiska (przedsiębiorcy i foliarze) protestują w jednym celu – zniesieniu ograniczeń związanych z pandemią. Jednak racjonalna argumentacja tych pierwszych automatycznie zestawiona jest tu z teoriami spiskowymi. Zamiast mówić o tym, że po dwóch miesiącach powoli zaczyna się jedzenie tynku ze ścian trzeba przed kamerą tłumaczyć, że nie jest się walniętym.

Oczywiście, w idealnym świecie najlepiej by było zwracać wyłącznie uwagę na merytoryczne dowody i ogólnie pojętą „treść” komunikatu. W praktyce jednak nie jest tak wesoło.

W latach 80-tych amerykańscy badacze procesu perswazji R. Petty i J. Cacioppo opracowali jej model zwany „modelem ELM”. Według niego przekaz dochodzi do odbiorcy dwoma torami. Pierwszy to tor centralny – zawiera w sobie owo „merytoryczne” dowodzenie. Drugi, tor peryferyjny to wszystkie pozamerytoryczne wskazówki: od szybkości mówienia, przez to kto mówi, gdzie i w jakich okolicznościach, po nastrój odbiorcy.

Problem polega na tym, że zdaniem badaczy by odbiorca zechciał rozpatrywać komunikat „torem centralnym” muszą być spełnione dwa warunki.

Po pierwsze, odbiorca musi być zmotywowany by wysłuchać komunikatu. A kto jest zmotywowany do słuchania w czasach tak totalnego szumu informacyjnego? Gdy ktoś siedzi na bezludnej wyspie i ma do dyspozycji jedną gazetę, to przeczyta ją uważnie. Ale jak widzi na Facebooku relację z protestu to bardzo prawdopodobne, że przeczyta tylko nagłówek. Bo ma do wyboru tysiące innych informacji, którym może poświęcić swój ograniczony czas. Krótko mówiąc: jak nadawca chce, by go uczciwie wysłuchano, to musi zrobić co w jego mocy by zachęcić do tego odbiorcę (choć to nie zawsze od niego zależy – ciężko sprawić, by z uwagą słuchała mnie zmęczona osoba!).

Po drugie, odbiorca musi być kompetentny do odbioru komunikatu. Ten problem jest akurat mniej ważny w przypadku protestu. Ale już stanowi wielki problem dla wielu naukowców, którzy po prostu nie potrafią w zrozumiały sposób tłumaczyć ludziom czym się zajmują… Z kompetencją związany jest jeszcze jeden problem: uprzedzenia wobec treści. To oczywiste, że z ateista z większym sceptycyzmem będzie czytał doniesienia o rzekomych cudach niż wierzący, zaś osoba o liberalnych poglądach na gospodarkę z większym podejrzeniem przeczyta dzieło Karola Marksa niż Miltona Friedmana.

Krótko mówiąc: dwa (albo nawet trzy) warunki jakie musi spełnić nasz komunikat, żeby w ogóle był merytorycznie rozpatrzony!

Nie jest jednak tak, że ten „tryb centralny” jest jakoś radykalnie odcięty od peryferyjnego. Pozamerytoryczne przesłanki mają olbrzymi wpływ choćby na to, z jaką motywacją będziemy danej osoby słuchać. Jeżeli zaś do jakiejś sprawy przyłączają się osoby wielokrotnie skompromitowane wygadywaniem bzdur, to dużo łatwiej będzie „szerszej publice” bez wnikania w meritum zakwalifikować ją jako kolejne głupoty.

Znany astronom i popularyzator nauki Carl Sagan stwierdził, że nadzwyczajne rzeczy wymagają nadzwyczajnych dowodów. Jeżeli ktoś mi mówi, że rano poszedł po bułki będę wymagał słabszych dowodów, niż gdy powie mi, że ma smoka w swoim garażu. Brutalna prawda jest jednak taka, że jak ktoś głosi całe życie wieści o smokach w garażu, to nie uwierzymy mu nawet, kiedy powie, że poszedł do sklepu.

Bibliografia:
M. Tokarz – Argumentacja, perswazja, manipulacja.

Komentarze