Nietoperz, giełda, epidemia. Czym tak naprawdę zajmują się historycy?

Kiedy ktoś za kilka stuleci zbada historię 2020 roku nie uwierzy, że potężny kryzys powstał, bo komuś w Chinach zachciało się gulaszu z nietoperza.

Takie opowieści świetnie się sprzedają.

A to pewnego malarza nie przyjęli do ASP i skończyło się obozami zagłady. A to jakiś oficer nie wcisnął guzika i uniknęliśmy wojny jądrowej. Dla odmiany pewien naukowiec postanowił pobawić się guzikami w Czarnobylu i BUM! Tysiące ludzi z chorobą popromienną. Czy jest to wszystko jednak takie proste i trywialne? Zastanówmy się, czy aby na pewno jeden gotowany nietoperz odpowiada za obecną rozpierduchę.

Wyobraźmy sobie, że te dosyć ekscentryczne danie spożył nie mieszkaniec kilkunastomilionowej aglomeracji, a syberyjski pustelnik, który drugiego człowieka widzi raz na kilka miesięcy. Co by się stało? Albo nasz pustelnik by po prostu zmarł i świat o nim na zawsze zapomniał, lub też (co dużo, dużo bardziej prawdopodobne) pokichał, pokaszlał i wyzdrowiał. W obu wypadkach nikt by nie wiedział o żadnym tam wirusie.

Niewątpliwie nietoperz po wuhańsku świetnie nam wyjaśnia początki epidemii. Ale czy wyjaśnia jej „genezę”?

Przez początki rozumiem tu pierwsze wydarzenie – dokładnie tak jak atak Niemiec na Polskę był początkiem II Wojny Światowej, zdobycie Bastylii początkiem Rewolucji Francuskiej itd. Początkiem dębu w tym rozumieniu jest żołądź, a choroby wirus. Czy jednak gdy usłyszymy pytanie „jak to się stało, że ten dąb tu rośnie?” (np. widząc takie drzewo w jakimś nietypowym miejscu) odpowiedź „wyrósł z żołędzia” będzie satysfakcjonująca?

A jednak obserwując lekcje historii w szkole i, niekiedy, jej pasjonatów można odnieść wrażenie, że o takie właśnie odpowiedzi w tej nauce chodzi.

„Znać się na historii” to w tym rozumieniu „znać dużo dat ułożonych chronologicznie”. I im więcej dat się zna, tym lepszym historykiem się jest. Dobra znajomość „historii epidemii koronawirusa” zakładałaby więc szczegółową wiedzę o tym kto kiedy i od kogo się zaraził. W takiej wizji historii – najczęściej dotyczącej polityki – najbardziej liczą się wielkie wydarzenia (np. bitwy) i znaczące postaci życia politycznego danego okresu. Taka wizja historii była zresztą uznana 100 lat temu w kręgach akademickich, głównie niemieckich. Ale w pewnym momencie dwóch Francuzów powiedziało „dosyć”.

„Zarażenie warunkują dwa czynniki: generacje bakteryj i – w chwili gdy choroba wybucha – „teren” ich działania”

Te jakże aktualne dziś słowa napisał Marc Bloch, razem z Lucienem Febvre założyciel „szkoły Annales” patrzącej na sprawy historii zupełnie inaczej. Nieprzypadkowo zresztą wziąłem na warsztat obecną epidemię, tego typu historie cieszyły się w Annales dużo lepszym braniem niż tradycyjne bitwy, traktaty i królowie. Każda bitwa, traktat czy król istniały w jakimś czasie i miejscu. Bitwa pod Grunwaldem, Napoleon Bonaparte czy Rewolucja Francuska nie jest tylko postacią czy wydarzeniem: jest przejawem pewnej złożonej, socjologicznej rzeczywistości która zaistniała w jakimś momencie czasoprzestrzeni.

Takim samym przejawem jest dzisiejsza epidemia. Wirus to tylko jeden z jej elementów. Trafił jednak na podatny grunt w postaci tego, że ludzie żyją w dużych skupiskach i komunikują się ze sobą w sposób intensywny jak nigdy dotąd. W końcu, sam fakt, że temat ten zdominował pierwszy kwartał 2020 roku na całym świecie jest możliwy dlatego, że współcześni ludzie mają takie a nie inne poglądy na temat śmierci i chorób a także, że media masowe działają tak, jak działają. Kiedyś śmierć i choroby były zjawiskiem dużo bardziej powszechnym i przeszłyby z dużo mniejszym zainteresowaniem.

Słowem: ktoś kto za 200 lat zechce zbadać „epidemię koronawirusa w 2020 roku” będzie musiał wyjść poza samą listę zdarzeń. Będzie musiał zrozumieć mentalność człowieka żyjącego AD 2020.

Albo i mentalności! W Iranie część pielgrzymów szturmuje sanktuaria pokazując, że nie boi się choroby. U nas też pojawiają się głosy, że w kościołach nic się nie stanie, a odwoływanie mszy to błąd… Żeby to wyjaśnić, przyszły historyk będzie musiał pojąć dokładnie życie religijne i poglądy polityczne. To zaś powoduje, że powinien znać historię gospodarczą, technologiczną itd…

Historycy ze szkoły Annales lubili pisać olbrzymie tomiska na teoretycznie nieciekawe tematy

Badano np. „historię dzieciństwa”. Jaka może być historia dzieciństwa? A no taka, że kiedyś na dzieci nie patrzono jak na „dzieci” tylko jak na „miniaturowych dorosłych”. To samo można powiedzieć choćby o przestrzeni: czym innym jest 100 kilometrów dzisiaj, a czym innym kilkaset lat temu, gdy taki dystans wymagał kilkudniowej i niebezpiecznej podróży. Albo o czasie. Czy ludzie, którzy nie widzieli nigdy na oczy zegarka patrzyli na czas tak jak patrzymy my?

Bloch uważał, że celem historyka jest „zrozumienie” przeszłych wydarzeń. Oczywiście nie chodzi o „Zrozumienie” w sensie „usprawiedliwienia”. Zrozumienie Hitlera nie byłoby więc absolutnie usprawiedliwieniem jego czynów, ale odtworzeniem jego punktu widzenia, okoliczności, w których tak potworne zbrodnie były możliwe.

Nie jest to naturalnie zadanie łatwe. Przedstawiciel drugiego pokolenia „Annales”, Fernand Braudel głosił wręcz hasło „historii totalnej”, obejmującej nie tylko wszystkie aspekty życia „wszerz” (od technik rolnych, przez rodzaj używanej odzieży po poziom higieny wśród emerytów) ale też „wzdłuż” czyli uznając podział na epoki za jedynie wygodne narzędzie. Nie da się bowiem zrozumieć np. człowieka XVI wieku bez zrozumienia tego co było wcześniej, ale też… później, bo niektóre rzeczy dostrzegamy dopiero z dużej perspektywy czasowej.

Czy to jeszcze historia?

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że tak rozumiana nauka historii więcej ma wspólnego z antropologią, a nawet z jakimś interdyscyplinarnym studium wiedzy o człowieku. Bardziej przypominają się czasy starożytnych filozofów, którzy interesowali się dosłownie wszystkim, z tą jedynie różnicą, że historycy Annales bazowali na ocalałych dokumentach z przeszłości. Co ciekawe, choć twórcy nowej szkoły wyrażali się ciepło o wszystkich naukach, to nie pałali sympatią do uprawiania klasycznie rozumianej filozofii. Dlaczego? Cóż, przyczyn jest wiele, ale jeżeli ktoś pozna mentalność naukowców z pierwszej połowy XX wieku z pewnością zrozumie, że tak po prostu być musiało.

Bibliografia:
M. Bloch – Pochwała historii, czyli o zawodzie historyka,
A. Grabski – Dzieje historiografii
J. Szacki – Historia myśli socjologicznej

Komentarze

2 komentarze do “Nietoperz, giełda, epidemia. Czym tak naprawdę zajmują się historycy?”

Możliwość komentowania została wyłączona.