Według niektórych lewicowych myślicieli konsument na rynku jest bierną marionetką w rękach wielkich graczy. Czy aby jednak na pewno?
Kolonizacja. Tak marksistowski filozof Henri Lefebvre określił to co, kapitalizm robi z życiem codziennym człowieka. Lefebvre rozwinął tu starą marksowską koncepcję alienacji pracy. Zdaniem Marksa, kapitalizm sprawił, że człowiek został oddzielony od swojej pracy, tzn, że przestała ona być częścią jego tożsamości. Robotnik w fabryce pracować ma wyłącznie dla pieniędzy, nie po to by zaspokoić swoją ludzką potrzebę wykonywania czynności leżących w jego naturze.
Ale Lefebvre poszedł dalej. Jego zdaniem każdy aspekt życia codziennego od mycia zębów, przez chodzenie po mieście po wyjazd na wakacje został wyalienowany. Człowiek współczesny nie żyje autentycznym życiem, nie afirmuje swojej prawdziwej tożsamości, jest jedynie bezmyślnym konsumentem tego co narzuca mu wszechobecny system.
Niejako w odpowiedzi na to francuski historyk, jezuita i psychoanalityk Michel de Certeau napisał swoje dzieło poświęcone życiu codziennemu, gdzie ta pesymistyczna wizja została mocno złagodzona
De Certeau posłużył się przykładem miasta. W 1980, gdy pisał swoją książkę żywa była jeszcze idea modernistycznego miasta, z góry zaplanowanego z uwzględnieniem najnowszych osiągnięć nauki i techniki. Gdyby przyjąć punkt widzenia neomarksistów, szczególnie Lefebvre’go uznać by należy, że człowiek w takie miasto jest niejako wtłoczoną, bierną jednostką. I de Certeau by się z tym zgodził – ale po części.
Istotnie, trudno polemizować z tym, że w rzeczywistości kapitalistycznej są pewni uprzywilejowani gracze – władze, korporacje itp. dysponujący zdecydowanie większą siłą rażenia niż zwykły, szary człowiek. Filozof posłużył się tu przykładem planującego miasto architekta patrzącego na dół ze 103 piętra World Trade Center (przypominam, książka z 1980 roku). Jego działania nazwał Francuz, zapożyczając z języka wojskowości strategicznymi. Tacy gracze są jak wielkie armie okupacyjne, które zajmują jakiś kraj.
Ale w społeczeństwie są i inni gracze – mniejsi.
Tacy zwykli ludzie nie patrzą na rzeczywistość z wielkiej wysokości, nie jest ona dla nich dwuwymiarową mapą. Mają ją daną w 3D i to co strategiczni gracze zaplanowali w „oderwaniu od rzeczywistości” taki drobny gracz – konsument, mieszkaniec miasta itp. – musi przerabiać w praktyce.
Dzięki temu „przerabianiu” właśnie nie jest on wyłącznie bierną stroną w społeczeństwie
De Certeau nazwał działanie drobnych podmiotów „taktykami”. Można ich porównać do partyzantów, którzy co prawda nie są w stanie pokonać wielkiej armii w walnym starciu, ale z drugiej strony kryjąc się w górach nie mogą zostać ostatecznie pokonani i ciągle psują krew okupantowi. Różnego rodzaju praktyki społeczne czy dobra konsumpcyjne traktuje filozof nie jako coś danego z góry przez kapitalistyczny system, ale jako pewnego rodzaju materię, której ostateczny kształt nadajemy sami.
Przedepty na trawnikach, gadżety tuningowe do samochodów, a nawet zmiana tapety na pulpicie
Wszystkie tego typu działania indywidualizujące są dobrym przykładem tego, o czym pisał de Certeau. Jego zdaniem człowiek rzadko kiedy „odcyfrowuje” rzeczywistość. Dużo częściej ją „odczytuje”. Różnica ma polegać na tym, że w tym drugim wypadku „odczytujący” wnosi coś od siebie, nie chłonie jedynie zastanego stanu, a raczej go współtworzy. W podanych wyżej przykładach kolejno sieć chodników zaplanowana przez urbanistę, samochód zaprojektowany teoretycznie jako skończona, estetyczna i funkcjonalna całość czy domyślna tapeta na pulpicie komputera czy telefonu są jedynie punktem wyjścia.
A co na to „system”?
A no broni się… albo dostosowuje. Świetny jest tu przykład grafficiarzy. Graffiti na ścianach to idealny przykład „codziennej partyzantki”, robienia czegoś inaczej, niż strategiczni gracze zaplanowali. Z jednej strony jest zwalczane, ale z drugiej… masa jest przecież miejsc, gdzie graffiti można robić całkowicie legalnie. Jeżeli chodzi o dobra konsumpcyjne, takie jak samochody, ubrania, czy sprzęt elektroniczny zmiany oddolnie wprowadzane przez konsumentów są najczęściej na bieżąco adaptowane w kolejnych partiach produktów.
Kilka dni temu wspomniałem o książce „Conquest of cool” w której autor pokazał, jak wielkie korporacje zaadoptowały w przekazie marketingowym idee rewolucji obyczajowej z lat 60tych. Inny przykład, znany zapewne najstarszym czytelnikom to sprzedawane w prlowskich Peweach fabrycznie całe jeansy, które zaraz po zakupie nabywca przecierał cegłą, ku rozpaczy swoich rodziców ściśle racjonujących z trudem zdobyte dolary albo niemieckie marki.
Ale…
….ale jest jeden problem z teorią de Certeau. Jak już wspomniałem książka kończy w tym roku 40 lat i wcale nie obecność dawno zniszczonego WTC jest w niej najsilniej widocznym anachronizmem. Gdy bowiem zapytamy dziś kogoś o najważniejsze korporacje świata, coraz rzadziej usłyszymy o McDonaldzie czy Coca Coli, coraz częściej o GAFA – Google, Apple, Facebooku i Amazonie.
Czy „taktyczna partyzantka” nadal jest możliwa w sytuacji, gdy dzięki algorytmom system dostosowuje się do moich działań w czasie rzeczywistym? Czy mogę być kreatywnym użytkownikiem Google, w sytuacji, gdy próbując go ograć praktycznie muszę z niego korzystać? Wiele wskazuje na to, że podobne pytania to jedne z najważniejszych kwestii współczesności i filozofia musi wypracować na nie odpowiedź.
Bibliografia:
M. Gardiner – Critiques of everyday life
M. De Certeau – Wynaleźć codzienność