Poprawianie ewolucji: czy wolno się bawić w Pana Boga?

Pandemia to z pewnością dobry pretekst żeby wrócić do rozmowy o tym, czy powinniśmy przy użyciu zaawansowanych technologii zmieniać biologiczną naturę człowieka.

Czy można z gangu grabarzy-morderców i kanibali zrobić lokalną atrakcję turystyczną?

Na pierwszy rzut oka wydaje się to trudne, ale przy odrobinie szczęścia da się załatwić. Wystarczy, że cała sprawa będzie na tyle ciekawa, że jakaś pisarka zainspiruje się nią przy nadawaniu imion bohaterom swojej powieści, ta zaś okaże się jedną z najsłynniejszych historii grozy w dziejach kultury. Krótko mówiąc, wystarczy, że powtórzymy historię z Ząbkowic Śląskich. Ząbkowic Śląskich co się na niemiecki tłumaczy jako Frankenstein.

Cóż, jeżeli to prawda to mają Ząbkowice swój udział w działach literatury, ale powiedzmy sobie od razu, że jest to udział bardzo pośredni

Główny bohater powieści Mary Shelley, twórca słynnego potwora, doktor Wiktor Frankenstein wcale nie był psychopatą chcącym zniszczyć świat. Wręcz przeciwnie, jako naukowiec prowadził badania nad ludzką śmiercią, chciał nauczyć się wskrzeszać zmarłych. W końcu udało mu się: tak powstało monstrum które przeszło do historii popkultury, będąc bohaterem niezliczonej rzeszy filmów, książek czy widowisk teatralnych.

Nie będę zdradzał fabuły, ale wymowa powieści Shelley jest bardzo jednoznaczna

Książka wydana w 1818 roku jest jasnym manifestem przestrzegającym przed zbytnim igraniem z naturą, zabawą w Boga i próbą przekraczania biologicznych barier ludzkości. Trochę mogą dziwić te obawy w czasach kiedy nie znano jeszcze aspiryny, ale nie patrzmy w ten sposób: z ówczesnego punktu widzenia medycyna i nauka były w galopie i już wtedy zaczęto zadawać sobie pytania o to czy i na ile bezpieczny i etyczny jest ich dalszy rozwój.

Choć minęło dwieście lat, dyskusja na ten temat powraca niczym kolejne kinowe wcielenia Frankensteina

Kilka dni temu episkopat wystosował oświadczenie na temat szczepionek. Tematy aborcji, in vitro czy eutanazji to evergreeny debaty publicznej, do których musi ustosunkować się każdy mniej lub bardziej poważny polityk. Ale czy to wszystko? Co z inżynierią genetyczną, dzięki której można wpływać nie tylko na płeć, ale nawet na wygląd przyszłego dziecka? Albo implantami wszczepianymi do czaszki, jakie zaprezentował kilka miesięcy temu Elon Musk?

Wszyscy jesteśmy Frankensteinami

Pod takim stwierdzeniem podpisałby się zapewne John Harris, brytyjski bioetyk i gorący orędownik „dłubania w człowieku”. Zapewne argument ten wydaje się dziwny, jednak czy aby na pewno? W swojej książce „Poprawianie ewolucji” dowodzi, że na co dzień korzystamy z masy sztucznych ulepszeń. Wiele osób może czytać ten tekst tylko i wyłącznie dlatego, że nosi okulary albo soczewki kontaktowe. Sam fakt, że żyjemy to w dużej mierze sprawa ingerencji medycyny i technologii w „naturę” człowieka, gdyż bez szczepionek i antybiotyków ludzka odporność nie radziła sobie z banalnymi z dzisiejszego punktu widzenia chorobami.

Czy jednak można porównywać noszenie okularów z inżynierią genetyczną?

Z naszej perspektywy brzmi to jak żart, ale gdybyśmy, niczym doktor Frankenstein wskrzesili jakiegoś medyka sprzed stuleci zapewne również chwyciłby się za głowę patrząc na to co wyczyniamy. Przeszczepy, transfuzja krwi czy szczepienia budziły (i niestety ciągle budzą) opór w społeczeństwie. Zgadzam się z Harrisem, że między „dzisiejszą” medycyną a futurystycznymi wizjami biotechnologów nie ma różnicy jakościowej, jest jedynie kwestia skomplikowania zabiegów.

Podobnie słusznie odpiera brytyjski profesor zarzuty o konieczności „ochrony” ludzkiej natury

Harris proponuje, abyśmy wyobrazili sobie, że stoją za nami nasi rodzice. Wyglądają jak ludzie, prawda? Za nimi z kolei ich rodzice, czyli nasi dziadkowie – dalej trudno nie zauważyć gatunkowej różnicy. Jednak gdybyśmy ten rodzinny szereg wydłużyli o, powiedzmy, kilka tysięcy pokoleń, to osoba jaka stałaby na jego końcu bardziej przypominałaby szympansa niż nas. Czy nie jest absurdem zarzucać, że ochrona genomu owych małpich przodków na pewnym etapie ewolucji była dobrem samym w sobie?

Tak naprawdę wiele argumentów w obronie technologicznego wspomagania człowieka jest bardzo uniwersalna i dotyczy oporów przed wszystkimi zmianami

Nieprzypadkowo Harris przytacza na początku swojej książki słynny cytat z włoskiej powieści „Lampart”: „wszystko się musi zmienić, żeby wszystko zostało po staremu”. W oryginalnym kontekście dotyczył on włoskiej rodziny arystokratycznej, która musiała w XIX wieku dostosować się do przemian społecznych, jeżeli nadal chciała pozostać na szczycie hierarchii. Tak samo w przypadku rozwoju biotechnologii i postępu medycyny: z jednej strony może być ona postrzegana jako coś niszczącego ludzką naturę, jednak z drugiej jako wehikuł do jej ochrony.

Czy to jednak oznacza, że postęp nie budzi żadnych wątpliwości? Wprost przeciwnie.

Ale nie są one tego rodzaju jak zarzuty przytaczane przez krytyków. Wyobraźmy sobie, że jakaś rewolucyjna zmiana w zakresie medycyny, np. memiczna już szczepionka na raka pozwala wydłużyć średnią długość życia o kolejne 40 lat niemal z dnia na dzień.

To by oznaczało, że pojawią się ludzie, którzy dożyją 150 lat. W tym wieku byliby dziś moi prapradziadkowie. Osoby, które miałyby niekiedy setki żyjących potomków. Jak wpłynęłoby to na kształt naszych relacji rodzinnych? Jak wyglądałoby codzienne funkcjonowanie ludzi urodzonych nie w poprzednim, a w jeszcze poprzednim stuleciu? Jakie konflikty międzypokoleniowe generowałyby takie różnice wieku?

Człowiek, którego chcą zbudować myśliciele pokroju Harrisa nie byłby mniej ludzki niż jesteśmy my, czy nasi przodkowie z czasów gdy dzieci i matki masowo umierały przy porodzie.

Ale tak jak dziś śmierć, zwłaszcza osób młodych stała się zjawiskiem egzotycznym w naszej świadomości, tak i wydłużenie i poprawienie życia zmieni naszą codzienność i naszą tożsamość. Stwór Frankensteina zaczął zabijać, bo zostawiono go samemu sobie, porzuconego i wyalienowanego od zwykłych ludzi. Jeżeli nie chcemy powtórki, te egzystencjalne troski trzeba brać pod uwagę.

Bibliografia:
John Harris – Poprawianie ewolucji. Argumenty etyczne za tworzeniem lepszych ludzi.

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Uniwersytetu Łódzkiego

Komentarze