Dosyć niedorzeczny wydaje się pomysł, by przygodę ze sportem zacząć od przebiegnięcia ultramaratonu. Wszelkiego rodzaju święta są jednak tą chwilą, gdy różni „janusze” dopuszczają się podobnego zamachu motyką na Słońce i biorą do ręki obecną w prawie każdym polskim domu książkę: Pismo Święte.
„To nie jest książka dla ciebie!”
Usłyszałem swego czasu, gdy próbowałem zabrać się mając lat bodaj 8 za „Quo vadis”. Trudno się z tą radą nie zgodzić. Abstrahując od opisów egzekucji małe jest prawdopodobieństwo, że kilkulatek cokolwiek z tej książki zrozumie. Po prostu autor pisząc zakładał posiadanie pewnej elementarnej wiedzy, której małe dziecko nie ma. Trudno przecież przy wyrazach „Cesarstwo Rzymskie” dawać przypis i tłumaczyć, że to takie państwo, które…. no właśnie. Szczerze powiedziawszy nie wiem jak wytłumaczyć małemu dziecku co to jest Cesarstwo Rzymskie, choć nieskromnie stwierdzę, że na tłumaczeniu rzeczy jak krowie na rowie trochę się znam.
Gdy jednak nasz kilkulatek nieco podrasta, uzyskuje możliwość samodzielnego nabycia piwa w sklepie i posiada wiele innych praw (i obowiązków) wynikających z bycia człowiekiem dorosłym mało kto powie mu „to nie jest książka dla ciebie!”.
Ciekawe, prawda? To trochę jak z jazdą na rowerze – siedemnastolatek musi posiadać kartę rowerową, w dniu 18 urodzin polskie prawo magicznie mu tą umiejętność przypisuje bez żadnych formalności. Podobnie jest z książkami: weź no powiedz dorosłemu człowiekowi, „stary to nie jest książka dla ciebie!”. O ile nie odradzasz lektury biografii Zenka Martyniuka, „365 dni” czy przygód świnki Peppy to mało kto cię zrozumie, a wręcz się obrazi. „Jak nie dla mnie? A co ja, jakiś debil jestem, że nie mogę tego czytać?”.
Móc oczywiście można. Ale zasadniczo jest to równie rozważne jak wycieczka w góry w japonkach.
Nie trzeba zresztą uciekać się od razu do faktów kulturowych (bo Biblia jest faktem kulturowym) tak egzotycznych. Wyobraźmy sobie, że przychodzimy w nowe miejsce pracy. Czy od razu rozumiemy z czego śmieją się nowi koledzy? Oczywiście, że nie – w każdej firmie żyją swoim życiem różnego rodzaju anegdoty i wewnętrzne żarty, których osoby z zewnątrz nie rozumieją. Jeszcze bardziej widać to w różnego rodzaju subkulturach, gdzie noszenie takich a nie innych ubrań, takich a nie innych marek ma swój wewnętrzny sens, którego naruszenie grozi nawet wykluczeniem z grupy.
Czemu wiedząc o tych oczywistych faktach mamy tak wielki problem z ich odniesieniem do znacznie bardziej niż nowa firma czy subkultura zjawisk?
A Biblia jest zjawiskiem obcym. Nawet bardziej obcym niż dzieła starożytnych Greków czy Rzymian, którzy swoją mentalnością mniej się od nas różnili niż Hebrajczycy. No i pisali raczej od początku do końca, Biblia zaś, szczególnie Stary Testament jest kompilacją nawet nie ksiąg, a dużo krótszych fragmentów napisanych na przestrzeni kilkunastu stuleci. Rozebraniem tego na czynniki pierwsze zajmuje się cała rzesza biblistów, filologów i historyków, ale robota to równie prosta jak próba identyfikacji prosiaków, z których składa się wielkanocny pasztet.
Dodatkowo książka ta wiąże się z niespotykanymi uprzedzeniami towarzyszącymi znacznej części badaczy
Nie ma chyba innej publikacji, której badania wiązałyby się tak często z dowodzeniem z góry założonej tezy, niekiedy wręcz absurdalnej. To zaś rzutuje choćby na problem tłumaczeń, bo wersje uznawane przez różne wyznania często znacznie się od siebie różnią. Nie powinno to dziwić, bo mówimy o językach nawet jeśli nie wymarłych, to tak drastycznie różniących się od współczesnych odpowiedników, jak , nie przymierzając, różni się łacina od języka włoskiego i bardzo często nie sposób oddać sens zdania oryginalnego po polsku czy angielsku. Czasami najbardziej rozsądne byłoby postawienie gwiazdki i w przypisie napisanie kilku akapitów o tym, jakiego słowa oryginalnego użyto i jak było ono rozumiane w czasach redakcji (bo zazwyczaj trudno mówić o autorstwie) tekstu.
Naturalnie można się tym wszystkim nie przejmować
Tak jak nie przejmują się ci, którzy w Biblii widzą informacje o przybyciu kosmitów, dosłownie biorą wszystko co tam jest napisane licząc wiek Ziemi na kilka tysięcy lat (co ciekawe konsekwentnie należy by też uznać, że znajdujemy się w powietrznej bańce poza którą znajdują się masy wody – patrz drugi dzień stworzenia świata) czy też uważają, że fragmenty o Mesjaszu są właśnie o nich (nie są zresztą odosobnieni, już uważna lektura Biblii pokazuje, że przekonania o tym kto jest/będzie owym mesjaszem zmieniały się przez stulecia nawet przed przyjściem na świat Jezusa).
Wszystko to jednak jest równie sensowne jak wybranie się na wakacje na drugi koniec świata i spędzenie ich na upijaniu się w hotelu. Albo zakup komputera za kilkanaście tysięcy i używania go do przeglądania internetu i układania pasjansa.
Nie ma sensu jechać na Wyspy Bergamuta, żeby pić tą samą wódkę, którą dostaniesz w sklepie naprzeciwko. Stracisz tylko pieniądze, kupując kompa dla profesjonalistów, jeżeli profesjonalistą nie jesteś. Tylko się zmęczysz jeżeli bez przynajmniej minimalnego przygotowania siądziesz do Biblii (albo innej, „poważnej” książki) – wyniesiesz z tej lektury tyle ile z czytania złotych myśli w „Poradniku domowym”. Przygoda z Biblią może być fascynująca – wszak to myślowa podróż do epoki i miejsca które dawno już minęły. Jednak żeby z podróży wynieść jak najwięcej, warto najpierw zapoznać się z przewodnikiem.
I na koniec pozwolę sobie zacytować encyklikę papieża Piusa XII. Choć słowa pochodzą od przywódcy Kościoła Katolickiego, fragment ten ma iście uniwersalne znaczenie i dotyczy tak naprawdę wszystkich utworów pochodzących z każdej kultury:
„Sens dosłowny danego ustępu nie daje się wszakże tak jasno wysnuć ze słów i pism dawnych wschodnich autorów, jak to ma miejsce, gdy chodzi o autorów nowoczesnych. To, co ludzie Wschodu zamierzali w słowach swoich wyrazić, nie da się stwierdzić jedynie na podstawie reguł gramatycznych albo filologii czy też kontekstu. Egzegeta musi niejako w duchu powrócić do onych dawnych stuleci Wschodu i za pomocą historii, archeologii, etnologii oraz innych gałęzi wiedzy dokładnie określić, jakim rodzajem literackim zamierzali posługiwać się autorowie dawnych czasów i jakim istotnie się posłużyli. Mianowicie ludy wschodnie dla wyrażenia swych myśli nie zawsze używają tej samej formy czy sposobu wyrażania się, jak to ma miejsce u nas, ale raczej takich, jakie wówczas oraz w ich środowisku były w zwyczaju. Egzegeta nie może a priori orzec, jakie to były formy wyrażania się; może to uczynić jedynie za pomocą starannych badań nad literatura Wschodu”
PS: Tutaj jest moje konto na Instagramie. Docelowo chciałbym tam umieszczać raz w tygodniu krótsze (limit 2000 znaków!) teksty z własnymi zdjęciami w konwencji IG. Zapraszam do obserwowania, najbliższy wpis zapewne w poniedziałek 🙂
Bibliografia:
Poniżej znajduje się kilka dostępnych w Polsce książek stanowiących swoisty wstęp do lektury Biblii, szczególnie Starego Testamentu. Tak naprawdę jednak zrozumienie mentalności epoki wymaga dużo szerszych studiów, do których mam nadzieję poniższe książki zachęcą. Tematyki biblijna będzie wracała też na tym blogu, wiele jest bowiem idei które jasno trzeba nazwać filozoficznymi, a i sama Biblia w dużej mierze powstała w zderzeniu z grecką filozofią.
Jedna uwaga: książki te również warto poprzedzić zdobyciem wiedzy o starożytnym wschodzie gdzieś tak na poziomie historii z liceum. Jeżeli nic Ci nie mówią imiona Asurbanipala, Nabuchodonozora czy Cyrusa sięgnij po jakieś opracowanie, np. słynny podręcznik Marii Jaczynowskiej (tzw. trojaczki). A oto lista książek o Biblii:
A. Świderkówna – Rozmowy o Biblii (rewelacyjnie napisane 4 tomy, w miarę neutralnie z lekkim odchyleniem w kierunku interpretacji katolickiej)
M. Liverani – Nie tylko Biblia. Dzieje starożytnego Izrarela. (książka włoskiego starożytnika, on dla odmiany jest biblijnym minimalistą, czyli uważa większość opowieści o wyjściu z Egiptu, patriarchach itp. za wytwór środowisk kapłańskich opracowany na bazie strzępków dawnych podań już po wygnaniu babilońskim)
H. Schanks – Starożytny Izrael. Od Abrahama do zburzenia świątyni jerozolimskiej (jak nazwa wskazuje ten autor z kolei stara się przeanalizować ile prawdy może być w dziejach patriarchów).