Fascynujące jest np. jak spektakularnie dzieją się niektóre wydarzenia.
Było sobie groźne imperium asyryjskie trzęsące całym Bliskim Wschodem, kilkanaście lat – i cyk, nie ma!
Wystarczyła jedna kampania jednego człowieka i perski władca, dumnie tytułujący się Wielkim Królem poleciał w niebyt wraz ze swym krajem.
A rok 1940? Kilka tygodni i silna francuska armia, schowana za niemożliwymi do zdobycia fortyfikacjami została wkręcona w ziemie przez niemieckie dywizje jak przeciwnicy Messiego w jego najlepszych latach.
To niesamowite – ale nie niewytłumaczalne. Jakiś czas temu pisałem, że nie sposób wyjaśnić historii w prostym cyklu przyczynowo-skutkowym. Często przyczyny jakichś spektakularnych wydarzeń to efekt zjawisk które istniały przez dekady, stulecia a czasem były wręcz wśród „grzechów założycielskich” jakiegoś kraju, które sprawiały, że był on wręcz skazany na pożarcie.
Zastanawiam się więc jak, za ileś tam lat historycy mediów będą wyjaśniali dzisiejsze zjawiska? Czy uznają tak skrajnie obrzydliwy – w świetle jakiegokolwiek systemu ludzkich wartości – festiwal manipulacji i żerowania na tragedii jaki obecnie organizują służące za główne źródło informacji dla milionów ludzi portale internetowe? Na pierwszy rzut oka to nie tylko obrzydliwe ale i po prostu przerażające, w świetle konsekwencji jakie mogą ich działania sprawić.
I tak dziś mógłbym zadać pytanie o to jaką nieodpowiedzialną gnidą trzeba być, żeby światową epidemię relacjonować przy użyciu clickbaitowych metod i tricków używanych przez brukowce piszące o romansie celebrytki? Jak trzeba być bezczelnym, żeby głosić dumnie, że obala się fake newsy o potencjalnie katastrofalnej mocy, a w rzeczywistości w tytule wsadzić go w cudzysłów albo dodać znak pytania na końcu i sprostować dopiero w trzecim akapicie? Powiesz, redaktorze za dychę jeden z drugim, że ludzie mogą sobie przeczytać całość? Nie wiesz, jak rozkładają się kliknięcia i ile osób czyta tylko tytuły i leady? W sumie to może nie wiesz, ale zajmij się w takim razie nie wiem, tłumaczeniem tytułów na Pornhubie, a od poważnych zajęć trzymaj łapy z daleka?
Ale nie będę się szokował i złościł. Bo nie ma tak naprawdę czym się szokować. Tak jak imperium perskie degenerowało się latami, tak media degenerowały się od dawna, by pod wpływem epidemii upaść ostatecznie, niczym Persowie pod greckimi mieczami.
Czy bowiem nie widzieliśmy „dziennikarzy” z działów medycznych piszących nagłówki typu „masz katar – nie lekcewać go to może być objaw raka”, które ludzi z nerwicą lękową mogą przyprawić o poważne tarapaty i tylko zwiększały tłumy hipochondryków w zapchanych przychodniach?
Czy nie można było zauważyć, że „opiniotwórcze” portale dosłownie kilka pikseli od info o wyborach amerykańskiego prezydenta czy wybuchu wojny mają działy z horoskopami i newsy „Karyna Karyńska wrzuciła zdjęcia w bikini, pokazała naprawdę dużo!”? Przecież to trochę tak, jakby w jakimś kościele zorganizować ołtarz obok sracza. Od tygodni zresztą niesprzątanego.
Czy nie pamiętałem jak w liceum (matura 2009!) mój kolega zażartował, że nagłówek „Prezydent nie żyje!” na portalu informacyjnym oznacza głowę państwa w Gabonie i to urzędującą 30 lat temu?
Albo nie widziałem, że nawet studia dziennikarskie mają specjalizację „internetową” w której uczy się głąbów nienadających się do normalnej pracy w redakcji jak pisać clickbaity, jak byle gówno rozdmuchać do rangi wydarzenia roku i sprawić, że nabrany czytelnik dorzuci do statystyk wciskanych naiwnym reklamodawcom jeszcze jedno wyświetlenie?
Nie moi drodzy – my to wszystko widzieliśmy. I nie reagowaliśmy. Dziki, nieuregulowany rynek mediów internetowych wywala indeksy giełdowe, generuje ilość zbędnego stresu którymi można obdzielić rocznie kilka oddziałów kardiologicznych i udarowych, ma wręcz potencjał do wywołania końca świata.
Przesadzam? Nie, równie dzika była kiedyś prasa papierowa. W 1898 roku tzw. żółte dziennikarstwo swoim sensacjonalizmem, zdaniem części historyków mogło przyczynić się do wybuchu wojny amerykańsko-hiszpańskiej o kontrolowana wówczas przez Hiszpanów Kubę. Jak? Tak jak dziś „internety” – mniej lub bardziej subtelnie podanymi fake newsami, emocjonalnymi nagłówkami, wykorzystywaniem słabości ludzkiej psychiki. Co innego jednak drobny konflikt w epoce pancerników, a co innego w dobie pocisków międzykontynentalnych i bombowców strategicznych….
Także nie, nie mam zamiaru się oburzać. To wszystko nie narodziło się wczoraj i dziś pozostaje, o ile da się to co się dzieje jakoś przezwyciężyć wyciągnąć wnioski. A te są proste: nie mogą światową opinią publiczną – a w konsekwencji polityką i gospodarką – de facto rządzić niewykształcone, pozbawione wszelkich skrupułów mendy, dużo bardziej zasługujące na bycie synonimem słowa „kurwa” niż ciężko pracujące dostarczycielki ziemskich rozkoszy.