Łysenkizm, czyli czy na Syberii wyrosną banany?

Współcześni przeciwnicy teorii Darwina mocno by się zdziwili, że sojuszników łatwo znaleźliby w najmniej spodziewanym miejscu: Związku Sowieckim czasów Stalina.

Cofnijmy się jednak o parę lat

Rok 1809 – ważna data w historii biologii. Po pierwsze, w Anglii rodzi się mały bobas o imieniu Karol, który miał kilkadziesiąt lat później stworzyć jedną z najsłynniejszych teorii naukowych. Po drugie, we Francji uznany już wówczas biolog, Jean Baptiste de Lamarck publikuje książkę, w której po raz pierwszy pojawia się koncepcja ewolucji gatunków. Świat odtąd nie był już ukończonym projektem, ale miał ciągle się zmieniać.

Podstawą teorii Lamarcka była koncepcja, według której niewykorzystywany narząd zanika, zaś wykorzystywany rozwija się

Krótko mówiąc, wykorzystując najsłynniejsze ostatnimi czasy porównanie: gdybyśmy człowieka od małego poili wódką, to wytworzyłaby się u niego druga wątroba. Dla odmiany, jeżeli ktoś zbyt często nie myśli, to powinien oczekiwać, że jego mózg niechybnie zacznie zanikać… Dopełnieniem lamarkizmu było dziedziczenie: jeżeli dwóch ludzi z podwójną wątrobą się sparuje, to ich dzieci również będą tak wyposażone.

Oczywiście teoria ta jest bardzo prymitywna i została zastąpiona przez ewolucjonizm Karola Darwina

Darwinizm zakłada, upraszczając, że ludzie mają wątroby o różnej wytrzymałości – jedni mają mocniejsze, inni słabsze. „Jakość wątroby” sama w sobie nie jest ani zła, ani dobra. Jednak gra decydującą rolę w zestawieniu z czynnikami środowiskowymi. Jeżeli w jakiejś hipotetycznej społeczności pije się wyłącznie wódkę albo piwo to osoby z mocniejszą wątrobą mają większe szanse przetrwać, spłodzić potomstwo i przekazać swoje geny dalej. W takich okolicznościach jest to więc cecha korzystna.

Można jednak sobie wyobrazić, że pojawia się jakiś wirus, który szczególnie chętnie atakuje osoby „wątrobiaste” – w takiej sytuacji lepiej byłoby mieć ją znacznie słabszą. No i ostatecznie jest też wariant, w którym to jaką kto ma wątrobę nie odgrywa żadnej roli…

W tym kształcie darwinizm jednak zakłada pewną rywalizację

Poszczególni przedstawiciele danego gatunku konkurują ze sobą o różne zasoby (np. o pożywienie) i ten kto jest w danym środowisku lepiej przystosowany wygrywa, ten zaś kto tego szczęścia nie ma – po prostu ginie.

Kilkadziesiąt lat po śmierci Darwina pojawił się jednak kraj, w którym takie burżuazyjne praktyki nie mogły mieć miejsca

Kraj powszechnej szczęśliwości, dobrobytu i wzajemnej miłości. Kraj w którym, w myśl idei Marksa i Engelsa konkurencja między ludźmi nie mogła mieć miejsca. I o ile w antyludzkich krajach burżuazyjnych, jeżeli ideologia nie zgadzała się z faktami, to zmieniano ideologię. Ale nie w Związku Sowieckim. Tutaj to fakty musiały się dostosować.

Czy banany wyrosną na Syberii?

Sowiecka biologia miała bardzo duże znaczenie przede wszystkim dla praktyki. W wyniku upaństwowienia rolnictwa w latach 30-tych wybuchła potężna klęska głodu, która pochłonęła życie milionów ludzi. Jednak Stalin nie zamierzał zwiększyć produkcji poprzez powrót do własności prywatnej. Naukowcy mieli mu wymyślić nowe gatunki zbóż i roślin, które wyrosną na nieurodzajnej, rosyjskiej ziemi.

Genetycy jasno powiedzieli, że to niemożliwe.

Efekt? Stalin wysłał ich do łagru, a swoim ulubieńcem ogłosił Trofima Łysenkę. Łysenko garściami czerpał z Lamarcka. Odrzucał istnienie genów i uważał, że organizm, jak będzie długo eksponowany np. na mróz, to się w końcu do niego przyzwyczai. W sowieckich instytutach rolniczych zaczęto więc „oswajać” nasiona pszenicy, trzymając je na mrozie. Oczywiście nic z tego nie wyszło, „nowa” pszenica nie chciała rosnąć w niesprzyjającym klimacie, ale kogo to obchodziło! Łysenkizm pięknie pasował do oficjalnej sowieckiej ideologii. Niczym klasa robotnicza, której samoświadomość wzrastała wraz z rozwojem dziejów, hartowana pszenica stopniowo rosła w siłę i przezwyciężała piętrzące się przed nią trudności…

Łysenko w swoim zacietrzewieniu poszedł nawet dalej

Uważał, że rola czynników środowiskowych jest tak potężna, że może zmienić dany gatunek w inny. Jeżeli więc będziemy przez kilka pokoleń karmić psa sianem, to się w końcu w krowę zamieni…. Choć to i tak nie najgłupszy jego pomysł. Łysenko wierzył w tzw samorództwo, czyli samoistne powstawanie organizmów żywych z nieożywionej materii. Gdyby więc na dług, długi czas odizolować jakiś staw, to z wody powstałyby w nim żaby i ryby. Same z siebie. Tales byłby zachwycony…

Łysenkizm w ZSRS o dziwo przeżył Stalina o dekadę

Jednak po jego śmierci stopniowo wzrastała krytyka tego kierunku. Poza tym, w krajach satelickich, takich jak Polska czy Czechosłowacja nigdy nie osiągnął sowieckiej skali – znacznie lżejsze represje wobec niepokornych naukowców i brak zaczadzonych ideologią Łysenki kadr sprawił, że nie było ku temu możliwości. Ostateczny kres tej chorej pseudonauce położyło wystąpienie Chruszczowa, który przyznał, iż przez głupie pomysły Stalina i jego pupila sowieckie rolnictwo straciło 30 lat.

Byśmy się nawet z Łysenki pośmieli. Ale produkcja rolnicza w chwili śmierci Stalina była mniejsza niż za ostatniego cara, co się przekładało na tysiące ofiar głodu w całym kraju… Nie ma się więc co śmiać – lepiej wyciągać wnioski.

Bibliografia:
http://wyborcza.pl/1,75400,524313.html

Podobał się wpis? Polub „Filozofię dla januszy” na Facebooku 🙂

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *