Pierwszym oficjalnym reprezentantem USA na ziemiach komunistycznych Chin był nastoletni hippis. Ale zanim to się stało, Amerykanie szukali Chińczyków w Warszawie… na pokazie jugosłowiańskiej mody.
Jest rok 1949. W Pekinie towarzysz Mao Zedong ogłasza powstanie nowego raju na ziemi – Chińskiej Republiki Ludowej
Stare władze Chin, wspierane przez zachód i dysponujące miejscem w Radzie Bezpieczeństwa ONZ ewakuują się na skalisty Tajwan. Siedzą tam do dziś, ciągle oficjalnie deklarując, że stolica tego kraju leży w kontynentalnym Nankinie. Tymczasem nowy twór jest przyjaźnie witany przez braterskie kraje demokracji ludowej, w tym Polskę. Jak się miało okazać – przyjaźń ta trwała tylko do czasu.
Jednocześnie przez kolejne sześć lat nowe państwo nie nawiązało absolutnie żadnych kontaktów z USA
W 1955 roku za pośrednictwem Rządu PRL w Pałacyku Myślewickim w warszawskich Łazienkach odbywają się pierwsze rozmowy między ambasadorami, które trwają, z przerwami, przez kilkanaście lat. Nie były one nazbyt owocne, a najciekawsza jest chyba ich atmosfera. Wiele komunikatów pisano na kartkach albo gestykulowano, bo nie ulega wątpliwości iż polskie i sowieckie służby chciały na tej gościnności sporo zyskać i cały budynek był jednym wielkim gabinetem podsłuchowym.
W połowie lat 60-tych nawet ta wątła nitka się urywa
Towarzysz Mao, jak na komunistę przystało zaczyna kolejną rewolucję (przy okazji, jak na komunistę przystało, dokłada kolejne kilkadziesiąt milionów trupów na swoje sumienie) i wycofuje wszystkich dyplomatów, poza ambasadorem w Egipcie. Wydawać by się mogło, że sytuacja jest w totalnej rozsypce, ale od kilku lat widać już było sygnały, które musiały wepchnąć Chiny i USA w ramiona: towarzyszom w Moskwie bardzo nie w smak było pomyśleć, że to ktoś inny mógłby być liderem światowej rewolucji.
Zaostrzenie stosunków sowiecko-chińskich sprawiło, że i Chińczycy i Amerykanie szukali wzajemnego porozumienia, choć wyglądało to trochę jak podchody psa do jeża.
Ostatecznie, w grudniu 1969 roku Ambasador USA w Polsce, Walter Stoessel dostał od prezydenta Nixona jasną instrukcję: znaleźć chińskich dyplomatów, przywitać się z nimi i powiedzieć, że Waszyngton chce poważnej rozmowy. Doszło do tego, z braku innej okazji, podczas pokazu mody jugosłowiańskiej w Pałacu Kultury i wymagało od Stoessela niezłej gibkości, bo Chińczyk wyraźnie przed nim uciekał. Przyparty do muru zgodził się jednak przekazać wiadomość do Pekinu. Kontakty znowu zostały nawiązane – łącznie w Warszawie odbyło się kolejnych kilka chińsko-amerykańskich spotkań.
I co prawda rozmowy w Warszawie niedługo zostały zerwane, jednak ziarno zostało zasiane
Po kolejnych rozmowach prowadzonych w Pakistanie udało się wynegocjować tajną wizytę doradcy amerykańskiego Prezydenta – Henry’ego Kissingera w Pekinie. Ale to było w lipcu 1971. W kwietniu wydarzyło się coś, co bardzo pomogło ocieplić relacje i zostało w obu krajach odczytane jako gest dobrej woli.
Podczas odbywającego się w Japonii turnieju ping-ponga jeden z amerykańskich sportowców – Glenn Cowan spóźnił się na autobus.
A że akurat na sali był zawodnik chiński – Zhuang Zedong, postanowili rozegrać między sobą mały sparing. Przy okazji porozmawiali chwilę, a Chińczyk wręczył Amerykaninowi drobny upominek, jedwabny szalik z wizerunkiem chińskich gór. Nie mając nic w zamian („miałem w torbie tylko grzebień – nie dam mu przecież grzebienia” – wspominał), Cowan postanowił następnego dnia odwdzięczyć się koszulką. Widok Chińczyka i Amerykanina rozmawiających ze sobą wzbudził zainteresowanie dziennikarzy, którzy zapytali się zawodnika z USA, czy chciałby odwiedzić Chiny. Odpowiedział, że jak najbardziej, a Chińczycy poinformowali o tej chęci władze. Które się na tą wizytę zgodziły.
Po 22 latach przerwy doszło do pierwszej oficjalnej amerykańskiej wizyty w kontynentalnych Chinach
Był to również pierwszy oficjalny (rozmowy w Polsce czy Pakistanie były zakulisowe) kontakt obu krajów w ogóle. Przez ten czas do Chin przybywali dosłownie pojedynczy Amerykanie, głównie sympatyzujący z reżymem komuniści. Jednym z nich był dziennikarz Edgar Snow, którego Mao Zedong posadził obok siebie na trybunie honorowej podczas defilady – był to gest sympatii wobec USA, którego Ameryka nie zauważyła. Wizytę pingpongistów zauważyć już musiała.
Amerykanie spędzili w Chinach kilka dni
Grali oczywiście w pingponga i zwiedzali kraj, a ich zdjęcie z wizyty na Wielkim Murze (pic rel) obiegło świat i znalazło się na okładce tygodnika Time. Była to doprawdy kuriozalna grupa „dyplomatów”. Jeżeli chodzi o poziom sportowy to amerykańska kadra wypadała mniej więcej jak obecnie polscy olimpijczycy i nie mam tu bynajmniej skoczków narciarskich na myśli. Sam Cowan miał 19 lat, był hippisem, jego kolegą z kadry był m.in nauczyciel z liceum, a w reprezentacji damskiej były jeszcze młodsze od niego dziewczyny.
Cała wizyta wyglądała zresztą jak jakiś surrealistyczny film
Stare propagandowe i chińsko-języczne plakaty o „amerykańskich psach” wyłaniały się zza angielskich napisów o przyjaźni i szacunku. Garstka kiepskich sportowców, ubranych w ubrania hippisów przyjęta była przez premiera Zhou Enlai z ceremoniałem godnym prezydenta, a to wszystko przy dźwiękach wszechobecnej muzyki wojskowej granej z głośników i nieliczonej ilości portretów towarzysza Mao.
Jak wspomniałem, kilka miesięcy później do Chin z tajną misją udał się Kissinger
Ta wizyta wypadła mniej sympatycznie – Kissinger wspomina, że hotel, w którym mieszkał był pełen antyamerykańskich treści – ale za to bardziej konkretnie. Jesienią 1971 roku Chińska Republika Ludowa objęła kosztem Tajwanu miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a w rok później Chiny odwiedził sam Prezydent Nixon. Oficjalne ustanowienie stosunków dyplomatycznych między krajami miało miejsce w 1979 roku.
Dziś dyplomacja pingpongowa wróciła na języki za sprawą Koreańczyków
Reprezentacje Południa i Północy szły na igrzyskach pod jedną flagą, a wydarzenie stało się pretekstem do spotkania siostry Kim Dzong Una z prezydentem Korei Południowej. Natomiast tamta, historyczna wizyta amerykańskich sportowców przeszła do legendy, była na setki sposobów upamiętniana i jest stałym motywem pojawiającym się w amerykańskich mediach w kontekście relacji z Chinami. Ale warto też pamiętać, że przez 22 lata jedyna nitka kontaktu między dwoma mocarstwami wiodła przez przytulny Pałacyk w warszawskich Łazienkach. Wychodząc z tamtych rozmów dyplomaci widzieli budynek, w którym lata wcześniej polscy oficerowie zawiązali spisek przeciw carowi, owocujący wybuchem Powstania Listopadowego. Tamten spisek się nie udał…. z tym czerwoni następcy cara musieli liczyć się już bardziej.
Bibliografia:
H. Kissinger – Dyplomacja
E. Andrews, history.com – How Ping-Pong Diplomacy Thawed the Cold War
Y. Komine – Secrecy in US Foreign Policy: Nixon, Kissinger and the Rapprochement with China
Jeżeli Ci się podobało: