Kaczka czy zając?

Gdyby zrobić konkurs na najsłynniejszy obrazek w historii filozofii z pewnością w ścisłej czołówce byłaby poniższa podobizna kaczki. Ale czy jednak na pewno jest to kaczka patrząca w lewo, nie zaś zając patrzący w prawo?

Czy zdarzyło Wam się kiedyś gapić w tłum i dopiero po chwili dostrzec znajomą twarz?

Jak na filozofa przystało tak banalne zjawisko mocno zainteresowało Ludwika Wittgensteina, jednego z najważniejszych filozofów XX wieku, który naszego kaczko-zająca rozsławił. Jak to jest, że człowiek patrzy się na coś – na przykład na tłum albo na obrazek kaczki i nagle dostrzega coś, czego nie widział wcześniej – znajomą twarz albo obrazek zająca?

Możemy sobie wyobrazić, że rysunek kaczko-zająca pojawi się w jakiejś książce dwukrotnie – najpierw w otoczeniu innych rysunków kaczek, a następnie w otoczeniu zajęcy. Jest duże prawdopodobieństwo, że nie zauważymy, że jest to taki sam rysunek i tam gdzie kaczko-zając jest w otoczeniu kaczek tam będzie dla nas kaczką, zaś tam, gdzie obok są zające również będzie zającem. Ktoś mógłby powiedzieć, że widzimy jeden przedmiot, który my interpretujemy na dwa różne sposoby.

Wittgenstein kompletnie by się z tym nie zgodził.

Widzenie kaczki i widzenie zająca to dwa różne widzenia, choć kierujemy się wzrokiem w kierunku takich samych kresek. Ta teoria Wittgensteina jest mocno osadzona w jego późnych poglądach na język. Możemy sobie wyobrazić, że piszę na kartce „zamek” po czym wycinam ten napis i przykładam w puste miejsce w innych napisach „Zepsuł mi się ______ w kurtce.” i „Idę zwiedzić ______ na Wawelu.” Ten sam kawałek papieru z napisem przyłożony w dwóch różnych miejscach jest dwoma różnymi wyrazami. Używając go w dwóch różnych kontekstach, mówimy dwie różne rzeczy, a patrząc na kaczko-zająca jako na kaczkę i jako na zająca również widzimy DWIE rzeczy.

Istotna jest tu obserwacja naszego postrzegania. Gdy ktoś odkrywa w rysunku kaczki podobiznę zająca dochodzi jakby do iluminacji: jest sobie kaczka i CYK! Pojawia się zając. Nie ma tu miejsca na żadne procesy myślowe, zając się wdziera do naszej głowy przebojem niczym Krzysztof Piątek pod bramkę przeciwnika. Świetnie widać to na przykładzie alkoholika na głodzie, który w momencie olśnienia aspektem dostrzega w czymś, co wcześniej postrzegał jako dezodorant aspekt całkiem niezłego trunku do wypicia.

Jak już widzimy teoria Wittgensteina wprowadza bardzo mocny pierwiastek relatywny. Jest oczywistym, że ktoś, kto nigdy nie widział zająca i nie wie o istnieniu zajęcy, zaś wychował się w otoczeniu kaczek, w kaczko-zającu będzie dostrzegał kaczkę i tylko kaczkę dopóki nie przekażemy mu wiedzy na temat zajęcy i ich wyglądu. Co więcej, nie sposób nomen-omen dostrzec, że aspekty z czasem mogą się zmieniać.

Małe dzieci potrafią na przykład widzieć w jakichś zaroślach „bazę” albo „dom”.

Gdyby pokazać palcem w tamto miejsce i zapytać „co tam widzisz?”. Odpowiedzą „widzę tam bazę” a my byśmy mogli powiedzieć „dzieci widzą te zarośla jako bazę”. Te same dzieci 30 lat później zapytane w ten sam sposób odpowiedziałyby zapewne „no jak co? Widzę krzaki” a jeżeli trafiłby się wśród nich np. urbanista mógłby odpowiedzieć „widzę teren zieleni urządzonej”. Dopiero przypomnienie o dziecięcej zabawie spowodowałoby reakcję „o cholera, faktycznie! To jest przecież nasza baza!”.

Wittgenstein w swojej późnej filozofii mocno zaatakował… sam-siebie

„Dociekania filozoficzne” w których pojawia się kaczko-zając burzą podgląd na świat, jaki przejawiał wcześniej w innym wybitnym dziele, „Traktacie Logiczno-filozoficznym”. Świat Traktatu jest światem, który da się sprowadzić do podstawowych elementów zorganizowanych w logiczną całość. Z całości opisu tego świata można by było wziąć sobie jakiś fragment, niczym fragment kodu gry komputerowej i analizować w oderwaniu od całości. Świat „Dociekań” jawi się nam jako coś zdecydowanie mniej przejrzystego. Rzeczywistość staje się zamknięta w ramach różnego rodzaju gier językowych, coraz to nowych. Także spostrzeżenia nie dadzą się sprowadzić do jakiegoś konkretnego słownika, a dotyczą coraz to nowych aspektów.

Kaczko-zając jest tu najlepszym przykładem. Gdy w 1900 roku pojawił się w jakiejś niemieckiej gazecie jawił się jednym jako zając, innym zaś jako kaczka. Wittgenstein sprawił, że patrząc na obrazek widzimy już nie podobiznę kaczki – ptaka z dziobem, nie zająca – kicającego po łące zwierzaka a kaczko-zająca – przedmiot zainteresowania filozofii, psychologii i historii sztuki.

Ktoś by powiedział – gdzie ornitologowi badającemu kaczki do historyka sztuki? Jak widać, filozofia przekracza nawet takie granice.

Bibliografia:
L. Wittgenstein – Dociekania filozoficzne

Jeżeli Ci się podobało:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *