Mieć dużo, żeby nie wydawać. Skąd się bierze skąpstwo?

W jednym z komiksów Sknerus McKwacz wysłał Kaczora Donalda po obiad do jadłodajni dla ubogich. Tam jednak siostrzeniec bogacza został rozpoznany. Co ciekawe, ta historia oparta jest na rzeczywistych wydarzeniach.

Trochę jak w Radiu Erywań: to prawda, ale…

Nie Sknerus McKwacz tylko Hetty Green, zwana “Wiedźmą z Wall Street”, nie siostrzeniec tylko syn i nie po obiad, tylko po operację złamanej nogi. Niestety, w komiksie Donald dostał ostatecznie posiłek, potomek pani Green został odprawiony z kwitkiem. Co zrobiła matka? Leczyła go domowymi metodami, co skończyło się amputacją. 

Warto zwrócić uwagę, że nie mówimy tu o byle kim, lecz o kobiecie, której majątek w chwili śmierci wynosił w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze od 2 do 4 miliardów dolarów. Pomnożyła więc odziedziczone po ojcu pieniądze kilkadziesiąt razy! I choć wielu z nas na myśl o tym co byśmy za nie zrobili leci ślinka, to dla niej pieniądze były środkiem tylko do jednego celu: żeby mieć ich jeszcze więcej. 

Pożądanie pieniądza, jakiego ucieleśnieniem była pani Green trafiło do filozoficznych traktatów setki lat przed jej narodzinami 

Arystoteles rozróżniał dwa pojęcia, które my dzisiaj często zlewamy w jedno. Ekonomia, słowo pochodzące od “oikos” czyli domu oraz “nomos” (prawo) oznaczała reguły zarządzania gospodarstwem i rodzinnym majątkiem. Zarządzania, gdyż jego pomnażaniem zajmowała się chrematystyka. Samo to pokazuje nam jak do bogacenia się podchodził grecki filozof: miało ono dostarczyć środków, które następnie wydawano na właściwe cele. Podobnie do pieniędzy podchodził najwybitniejszy katolicki kontynuator myśli Arystotelesa: były one potrzebne, by móc czynić dobro. 

Podejście Arystotelesa do pieniędzy było naturalną konsekwencją jego etyki złotego środka

Złem była przesada w każdą stronę. Niedobrze jest być rozrzutnym, ale nie należy też być dziadem. Pieniądze są potrzebne, więc należy odciąć się od wszelakich ascetów żyjących w kartonie, ale od ich nadmiaru również może odbić. Czy gdyby jednak wszyscy tak myśleli w ogóle miałyby szansę powstać jakiekolwiek wielkie firmy? Czy ktokolwiek mógłby niczym John Rockefeller przebyć drogę od przysłowiowego pucybuta (choć on akurat zaczynał jako księgowy) do miliardera?

Jeden z najwybitniejszych socjologów w dziejach, Max Weber, uważał, że nie. W swojej książce “Etyka protestancka i duch kapitalizmu” zauważył wpływ jaki reformacja miała na zmianę podejścia do pracy i zysków. 

Przykładowo socjolog opisał sytuację z jaką zmagali się pracodawcy w początkach kapitalizmu. Popularna była wtedy praca na akord. Żeby zmotywować pracownika dawali więc podwyżkę. Przykładowo, za obrobienie dwóch hektarów płacili 100 złotych (stawki moje, wymyślone). Co się działo, gdy dawali podwyżkę do 200 złotych? Robotnicy robili jeden hektar, brali tak jak poprzednio 200 złotych dniówki i szli odpocząć…

Zupełnie inną mentalność przedstawia Weber cytując Benjamina Franklina

Franklin, jeden z Ojców Założycieli USA (bardziej znany jako “ten koleś na studolarówce”) uważał, że jeżeli ktoś zarabia sto złotych za godzinę, to za każdą godzinę gdy nie pracuje traci stówę! Sam Franklin bardzo poważnie podchodził do tej filozofii, spał bardzo krótko i wstawał wcześnie rano. Ale wróćmy do Webera. I do protestantyzmu, a dokładniej do nauk Jana Kalwina.

Kalwin wierzył, że o tym kto zostanie zbawiony, a kto potępiony Bóg już dawno zdecydował

Czy to oznacza, że można robić co się chce i spędzić życie na balowaniu? Nic bardziej mylnego! Zdaniem Kalwina człowiek spełnia dobre uczynki nie po to by spodobać się Bogu, a DLATEGO że się Bogu już wcześniej spodobał. Jeżeli ktoś robi rzeczy godne pochwały to znaczy, że cieszy się łaską Niebios. A cóż innego może być  bardziej godnego pochwały niż ciężka praca w połączeniu ze skromnością? 

No właśnie. Kalwini szybko wydedukowali sobie, że najlepszym dowodem na to, że ciężko pracują i żyją skromnie jest to, że mają dużo pieniędzy.

Pieniądz i zysk staje się więc celem samym w sobie. “Duch protestantyzmu”, taki jak go opisuje Weber nie zakłada nawet samego bogactwa jako ideału. Bardziej chodzi o rentowność, o to by pieniądze ciągle kreowały pieniądze. Zrobienie kariery “od pucybuta do milionera” jest w takim systemie wartości przejawem największej doskonałości moralnej. 

Czy aby jednak jest to droga do szczęścia?

W innym komiksie Sknerus dostał za cały swój skarbiec jeden banknot z kilkudziesięcioma zerami. Miał więcej niż całe miasto, ale co z tego, skoro jego pieniądze były de facto bezwartościowej, bo nikt nie miał wydać? To zresztą nie tylko bajkowa rzeczywistość. Ponoć pani Green pod koniec życia miała urojenia prześladowcze, podejrzewając wszystkich o chęć jej porwania dla okupu. Opisana przez Webera etyka pracy i oszczędzania to dobra filozofia do zrobienia wielkich pieniędzy, ale warto też pamiętać o myśli Arystotelesa: przesada jest zła. 

Zawsze. 

Bibliografia:
Arystoteles – Polityka
M. Weber – Etyka protestancka i duch kapitalizmu

Jeżeli Ci się podobało:

Komentarze