Prawda czasami nie jest wiarygodna: czemu mróz przemawia lepiej niż klimatolodzy

Blisko trzydziestostopniowe mrozy to żaden dowód na brak globalnego ocieplenia. Nie zmienia to jednak faktu, że z punktu widzenia ludzkiej psychiki na taki dowód (i to mocny) wygląda.

Swego czasu rozmawiałem ze znajomym wierzącym w spiskowe teorie zamachu na WTC. W pewnym momencie wyjąłem telefon, znalazłem w 5 sekund link do krótkiego tekstu obalającego powtarzane na ten temat mity i mu pokazałem. Przeczytał, zrobił kilka „zamyślonych” grymasów i powiedział „no niby taaak, ale, nie no, jednak nie wydaje mi się, żeby to była prawda”.

Owo „nie wydaje mi się” to świetny przykład tego, co w amerykańskiej debacie publicznej nazywane jest „prawdowatością” (truthiness).

Prawdowatość to przyjęcie jakiegoś zdania za prawdziwe wyłącznie intuicyjnie, „na czuja”, bez odwoływania się do jakichkolwiek dowodów. Lub, jak w przedstawionym wyżej przykładzie nawet wbrew takowym. I choć na pierwszy rzut każdy potępi takie zachowanie w czambuł, to właśnie samo zjawisko kierowania się chłopskim rozumem posłuży nam za przykład tego jak on działa.

Nikt normalny nie przyzna, że odrzuca fakty i rzeczywistość na rzecz kierowania się intuicją.

Każdy też taką postawę wyśmieje. To widać choćby w regularnie pojawiających się „oryginalnych” tekstach o tym, że 80/90/95/inna-duża-cyfra-z-sufitu procent ludzi to niepotrafiące myśleć debile (naturalnie autor takiej wypowiedzi się, jego zdaniem, do owej większości nie zalicza). Nawet jeżeli nie uznajemy siebie za (prawie) nieomylnych, to z pewnością przyznamy, że w świetle niepodważalnych faktów nie będziemy się z nimi kopać.

Jednak ironią losu jest to, że takie „odrzucenie chłopskiego rozumu” zachodzi… właśnie na jego podstawie

W 1986 roku amerykański psycholog poznawczy Jerome Bruner zaproponował rozróżnienie ludzkiego myślenia na dwa tryby, wzajemnie do siebie niesprowadzalne i siebie uzupełniające. Myślenie zorientowane na weryfikację własnych przekonań w świetle empirycznych dowodów i oparte na ścisłej argumentacji nazwał badacz paradygmatycznym. Jego najlepszym przykładem jest proces rozwiązywania zadania matematycznego, gdzie nie ma miejsca na „wydaje mi się”.

Ale jest też drugi typ myślenia, który nazwał Bruner narracyjnym

Myśląc narracyjnie człowiek stara się przetworzyć strumień napływających z zewnątrz informacji w taki sposób, by ułożyć z nich „opowieść”. A dobrze opowiedziana opowieść i poprawnie przeprowadzona argumentacja to bardzo często niestety dwie różne rzeczy.

Co prawda Bruner nie użył zwrotu „prawdowatość” (ukutego kilkanaście lat później) ale łatwo dostrzec, że to właśnie ona, a nie prawda, jest celem który przyświeca narracyjnemu myśleniu.

Najlepiej to pokazać odwołując się do praktyki dyskusji nad prawdziwymi opowieściami. „- Nie ma czarnych elfów! – Powiem ci, że białych też nie ma…” – takiej wymiany zdań byłem świadkiem na temat obsady do serialu „Wiedźmin”. Mimo, że niektóre opowieści (takie jak Wiedźmin właśnie) są w sposób oczywisty nieprawdziwy, zawierają smoki, czary, potwory, baśniowe krainy i inne fantazje, to masa ludzi potrafi całkiem na serio dyskutować o tym czy jakiś element (np. czarnoskóry aktor w roli elfa) jest „realistyczny” czy „nierealistyczny”.

A co, jeżeli nierealistyczna jest prawda?

W XVII wieku we Francji obowiązywała cenzura sztuk teatralnych. Co ciekawe potrafiono odrzucić nawet sztukę która w lepszym stopniu naśladowała historyczną rzeczywistość. Miarą „realizmu” było bowiem nie tyle to co wydarzyło się w fizycznym świecie, lecz to co według ówczesnych kanonów za prawdopodobne uchodziło. Jeżeli fakty nie zgadzały się z wyobrażeniami o faktach (bo np. jakiś rycerz zachował się inaczej niż wg społecznego mniemania zachować powinien) to odrzucano traktujące o tym utwory jako „niemoralne”.

Koniec XX wieku przyniósł w humanistyce „zwrot narracyjny”

Zaczęto doszukiwać się opowieści i rządzących nimi reguł nie tylko w sztuce, ale także w ludzkiej psychice, a nawet… w naukach ścisłych. Brzmi absurdalnie? Co i raz czytam o tym, że jakieś części ciała, np. zęby mądrości są „pomyłką ewolucji”. W rzeczywistości ewolucja „się nie myli” bo nie ma żadnego z góry przewidzianego celu. Opisy tego zjawiska mówiące o tym, że „ewolucja dała niedźwiedziom pazury” czy „pomyliła się zostawiając zęby mądrości” nie są „faktami naukowymi” a ich narracyjną interpretacją.

Wszystkie teorie spiskowe łączy właśnie to, że są bardzo dobrymi opowieściami

Jasno widać w nich kto jest protagonistą, a kto jego przeciwnikiem, jakie ma protagonista cele i jakie ma przeszkody w ich realizacji. Taką anegdotę o Talesie, pierwszym z greckich filozofów podaje Platon:

Tak, jak to o Talesie powiadają, Teodorze, że gdy gwiazdy badał i w niebo patrzył, a w studnię wpadł, wtedy pewna fertyczna pokojówka z Tracji miała go wyśmiać, że mu się zachciewa wiedzieć, co się dzieje na niebie, a nie widzi tego, co ma przed nosem i pod nogami.

Nieprzypadkowo wybrałem ten fragment, bo jest zadziwiająco podobny do tego, co możemy zaobserwować w stosunku do globalnego ocieplenia. Oto mamy w tej opowieści protagonistę (zwykłego człowieka, w tym wypadku pokojówkę) i jego przeciwnika, uczonego Talesa, który zajęty swoimi oderwanymi od rzeczywistości problemami nie widzi „prawdziwych” zagrożeń. Tak i w globalnym ociepleniu mamy jakichś jajogłowych którzy bujają w obłokach ze swoimi danymi i statystykami, gdy tu, na ziemi zwykły człowiek musi walczyć z potężnym mrozem.

Na koniec warto zauważyć, że wnioski jakie się z tego nasuwają wcale nie muszą być pesymistyczne.

„Prawda” i „prawdowatość” to dwie różne, choć nie wykluczające się rzeczy. Nikt nie powiedział, że fakty muszą być przedstawiane w sposób nudny, niczym dodatkowe bazgroły w książkach z naszymi prywatnymi „opowieściami”. To po prostu kolejny dowód na to jak ważna jest humanistyka, która pozwala człowiekowi nie tylko świat opisać, ale także go zrozumieć.

Bibligorafia:
J. Trzebiński – Narracja jako sposób rozumienia świata

Komentarze