Niedawno pod tekstem któregoś z katolickich pism o tym, że „Biblia jest księgą o bożej miłości” przeczytałem szyderczy komentarz „tak, szczególnie Księga Hioba”. Czy to szyderstwo aby na pewno jest na miejscu?
Na pierwszy rzut oka trudno wyobrazić sobie bardziej surowego władcę niż starotestamentowy Bóg
Księga Hioba jest tu chyba najlepszym przykładem. Tytułowy bohater to bogobojny człowiek, który za boskim przyzwoleniem padł ofiarą wszystkich możliwych klęsk: odebrano mu rodzinę, majątek i zdrowie. Tak o, po prostu – za nic! Trudno zrozumieć taki sadyzm, ale mimo wszystko: spróbujmy.
Zarzut wobec Boga, przyzwalającego na cierpienie Hioba jest prosty: kto naprawdę kocha, nie pozwoli krzywdzić.
To jest zresztą jeden z popularniejszych problemów w filozofii: skoro istnieje dobry i wszechmogący Bóg, to skąd zło i cierpienie na świecie? Najczęściej zresztą występuje ten zarzut w formie „skąd TYLE zła i cierpienia”. Bohater mojego dzisiejszego wpisu, Wiktor Frankl wyśmiał takie ujęcie. No bo to trochę dziwna argumentacja. Wyobraźmy sobie: Panie Boże, jakbyś dał w tym Holocauście milion, no może dwa miliony ofiar to bym jeszcze zrozumiał, ale sześć milionów to już przegięcie! Tymczasem prawda jest taka, że zarzuty wobec Boga byłyby zasadne nawet gdyby wszyscy żyli w ogólnym dostatku, a cierpiał jedynie jeden mały kotek na Madagaskarze.
Jednak Frankl do cierpienia podszedł zupełnie inaczej
A nie było to łatwe. W 1942 roku trafił do obozu koncentracyjnego, a następnie do jeszcze trzech kolejnych, gdzie jako Żyd był pozbawiony wszelkich praw, w tym nie miał prawa jednego: przeżyć. Wbrew temu co przeczytacie w niektórych źródłach, to nie doświadczenia z obozu ukształtowały jego teorię zwaną logoterapią. Podstawowe jej tezy zawarł w rękopisie, który utracił zaraz po przybyciu do Auschwitz. Jednak nie załamał się i wręcz przeciwnie: uznał, że większym wyzwaniem niż pisać mądre książki jest żyć tak jak się samemu radziło. A co radził Frankl?
Jego zdaniem człowiek jest z natury osobą cierpiącą, ale to cierpienie może mieć sens
Oczywiście nie musi i co ważne: nie jest wymagane cierpieć, by odnaleźć w życiu sens. Ale z zasady każdego z nas spotyka kiedyś jakieś cierpienie, bardzo często niesłusznie. No bo jakiej słuszności dopatrywać się w śmierci bliskiej osoby, czyli czegoś co większość z nas doświadczyła i jeszcze doświadczy? Ale zdaniem austriackiego psychiatry najważniejszą rzeczą, do której człowiek dąży jest nie tyle uniknięcie cierpienia, co zdobycie sensu. Jeżeli jest sens, to największe katusze aż tak nie przeszkadzają.
Wielkim błędem współczesności jest, zdaniem Frankla, odejmowania cierpieniu jakiegokolwiek pozytywnego wymiaru
Cierpienie stało się tym, co za wszelką cenę trzeba zlikwidować. Tyle tylko, że tak się nie da. Jest ono częścią życia tak jak oddychanie. Ale historia filozofii zna wiele rozważań na temat tego jak by wyglądała ludzkość bez cierpienia, nie zna natomiast chyba żadnego „jakby wyglądała ludzkość która nie musi oddychać”. Tymczasem obie da cechy gatunku ludzkiego powinniśmy traktować podobnie!
Wróćmy do naszego tytułowego przykładu
Rzeczywiście, jeżeli uznamy, że szczęśliwe życie to życie wolne od cierpienia, to trudno zrozumieć jak można mówić o szczęściu Hioba. Ale jeżeli uznamy, że szczęście zapewnia życie sensowne, to zupełnie inaczej można ocenić sytuację biblijnego bohatera. Nie widzimy go jako ofiary niesprawiedliwej krzywdy (a raczej: nie tylko to), ale jako kogoś zmuszonego do zadawania najtrudniejszych pytań egzystencjalnych i osiągnięcia tym samym istoty własnego człowieczeństwa, która nie na poszukiwaniu przyjemności, lecz na poszukiwaniu sensu (w każdym razie zdaniem Frankla) polega.
Na koniec kilka uwag dlaczego zdecydowałem się na taki „religijny” sposób ujęcia tematu
Nie jest to bynajmniej próba obrony chrześcijaństwa czy biblijnej wizji Boga, po prostu dosyć mocno ujęło mnie głęboko zakorzenione w tym komentarzu przekonanie o wizji szczęścia, jako czegoś co z definicji wyklucza cierpienie. Frankl odrzuciłby takie podejście: bo jak ono się sprawdza w przypadku głodującego we własnych odchodach więźnia obozu koncentracyjnego, chorego w terminalnej fazie raka czy osadzonego w celi śmierci, 3 dni przed egzekucją? Pandemia COVID przekonała mnie dobitnie o tym jak bardzo w kulturze zachodu zapomnieliśmy o tym, że cierpienia, przy całej sympatii i szacunku do postępu nauki zlikwidować się zupełnie nie da i na gwałt potrzebujemy nie kolejnego środka przeciwbólowego, a nowego sposobu życia.
Końcówka księgi Hioba jest zresztą w tym kontekście wyjątkowo idiotyczna
Bóg daruje nieszczęśnikowi nowych bliskich, jakby miało to zmazać ból po stracie poprzednich… Tu od razu powiem, że Hiob jest oczywiście postacią fikcyjną, zaś cała Księga stanowi kompilację kilku fragmentów z różnych źródeł. Zostawmy tę nieszczęsną końcówkę i zastanówmy się, czy można odnaleźć sens w katorgach Hioba? Wiktor Frankl przytacza historię wdowca który mocno przeżywał śmierć swojej żony. Lekarz zadał jedno proste pytanie: co by się stało, gdyby to żona przeżyła jego? – O, na pewno bardzo by cierpiała, dużo mocniej niż ja! – No właśnie. Dzięki temu, że to Pan żyje dłużej, mogła tego uniknąć.
Księga Hioba od tysięcy lat stanowi źródło inspiracji dla wielu osób poszukujących ukojenia w trudnych chwilach. Przez to, że cierpiał (choćby tylko w zamyśle autorów opowieści) inni mogą znaleźć spokój ducha. Krzywdy Hioba owszem, są okrutne. Ale na pewno nie bezsensowne.
Bibliografia:
W. Frankl – Człowiek w poszukiwaniu sensu.
W. Frankl – Homo patiens. Logoterapia i jej kliniczne zastosowanie
Spodobało się? Zostaw napiwek 😊