Czyli o tym, jakie groźne założenia kryją się za hasłem „zostawmy spory światopoglądowe, zajmijmy się gospodarką”.
Uczelnie ekonomiczne w powszechnym obiorze cieszą się zdecydowanie większym prestiżem niż wydziały humanistyczne. O absolwentach ekonomii memów się nie robi – o tych z kulturoznawstwa jak najbardziej. A jakbyśmy mieli porównać ekonomistę i filozofa to przeciętny człowiek zapyta: z czym do ludzi? Z jednej strony jakieś niesprawdzalne wymysły a z drugiej twarda, gospodarcza rzeczywistość. Tak samo jest i u niektórych polityków, którzy lubią przeciwstawiać spory „światopoglądowe” (np. aborcja, związki partnerskie) rozmowie „o gospodarce”.
Postawienie takiej dychotomii zakłada istotne rozróżnienie. Spory „światopoglądowe” mają wiązać się ze sferą arbitralnie przyjmowanych wartości, gospodarka zaś to obiektywne fakty na wartości i etykę nieczułe. Pieniądz nie ma narodowości, koloru skóry czy wyznania, brzęczy tak samo w kieszeni faszysty jak i liberała.
Sporo w tych twierdzeniach prawdy – o ile mówimy o obecnym, dominującym na świecie systemie gospodarczym. Problem pojawia się, gdy ktoś tym hasłom nadaje charakter prawd uniwersalnych.
W rzeczywistości żadna nauka nie jest poświęcona wyłącznie „czystym” faktom. Sam fakt, że badacze zajmują się tym, a nie innym tematem jest kwestią wyboru, a wybór ten jest podyktowany systemem wartości. Przykładowo, „obiektywnie” rzecz ujmując badanie nowych zastosowań taniego i popularnego leku niczym się nie różni od poszukiwania nowego, drogiego i chronionego patentami, a jednak dosyć jasne jest, że w badaniach prowadzonych przez działy R&D korporacji farmaceutycznych będą tu nadane różne priorytety.
Na tym jednak nie koniec. Każda nauka ma swój przedmiot, ale go nie określa. To zadanie filozofii danej nauki, konkretnie jej ontologii. Przykładowo mamy obecnie spór czym właściwie jest pieniądz: czy jest to towar czy raczej jednostka miary wartości? W pierwszym rozumieniu pieniądz wywodzi się z barterowej wymiany towarów, która wyewoluowała w wymianę towarów na złoto. Drugi punkt widzenia krytykuje to stanowisko: pieniądz (np. złotówka) jest jednostką miary, czymś na wzór kilograma, a konkretne pieniądze będące w obiegu są czymś w rodzaju kilogramowych odważników.
Oczywiście, można powiedzieć, że oba te stanowiska można poddać falsyfikacji.
Weźmiemy politykę dwóch rządów stosujących dwa różne podejścia i zbadamy efekty. Nawet zakładając, że to rzeczywiście takie proste (a nie jest) to badając „efekty” uciekamy z deszczu pod rynnę. Stopa inflacji, kurs waluty, tempo wzrostu gospodarczego – to wszystko suche dane które otrzymamy niezależnie jaki pogląd na istotę pieniądza przyjmie dane państwo. Oczywiście nas suche dane nie interesują: przyjmujemy jakiś probierz, według którego oceniamy daną politykę: i niezależnie, czy wybierzemy w tym celu wzrost PKB, stopę nierówności majątkowych, bilans handlu zagranicznego czy jeszcze coś innego, to nasz wybór będzie kwestią ocenną. A więc znowu podyktowaną wartościami.
Kiedy przyjrzymy się doniesieniom historyków i antropologów dostrzeżemy tak wielką mnogość związanych z gospodarką światopoglądów, że ciężko z nich wyabstrahować choćby najbardziej ogólne założenia. Gospodarka starożytnych Egipcjan czy średniowiecznych mieszczan była nastawiona na budowę wielkich obiektów religijnych. Aztekowie ekonomię podporządkowywali wojnie.
Nasze społeczeństwo sobie pytań o cel gospodarki raczej nie zadaje. Ale to nie znaczy, że ich nie ma. Systemy wartości mają swoich beneficjentów i przegranych. A im bardziej pozostają przezroczyste, tym bardziej przepaść między jednymi a drugimi się pogłębia.
Każdy tekst to godziny pisania, researchu i edycji.
Jeśli doceniasz moją pracę, możesz symbolicznie mnie wesprzeć:
buycoffee.to/filozofiadlajanuszy – dziękuję! ❤️