Kto nigdy nie miał tak, że zamykał Facebooka czy Instagrama żeby za chwilę otworzyć go znowu?
Meghan Markle nie będzie na pogrzebie księcia Filipa!
To tylko jedna z rzeczy których się w ostatnich dniach dowiedziałem. Dosyć długi wojaż internetowy zaprowadził mnie zresztą dalej, przez życiorys zmarłego księcia małżonka aż po informację o tym, że król Jerzy V został poddany eutanazji. Czy mnie to interesuje? Niespecjalnie. Czy mi ta wiedza do czegoś potrzebna? Wątpię. Po co to zrobiłem? Żeby zabić czas.
Gdy się temu przyjrzeć to bardzo głupie wyjaśnienie.
Czas jest zasobem ściśle ograniczonym. Pieniędzy teoretycznie możemy mieć więcej niż mamy, żyć dłużej niż człowiek żyje raczej nie będziemy. Jednocześnie nie widzimy nic dziwnego w powiedzeniu, że ktoś „zabija czas” za niedorzeczność uważając zachowanie kogoś kto pali pieniądze w piecu tylko po to, żeby się ich pozbyć.
Poniekąd wynika to z natury ludzkiego życia
Nie da się dosłownie „niczym nie zajmować”. Pieniądze możemy traktować biernie, swojego życia do końca nie. Więc „zabijanie czasu” jest poniekąd koniecznością, gdy idziemy do świątyni dumania i zajmujemy sobie te kilka minut fascynującą lekturą etykietki od Domestosu. Bardziej nasuwa się tu analogia z trzymaniem pieniędzy na niskooprocentowanym, ale za to bezpiecznym rachunku. Naturalne jest więc marnowanie czasu, który i tak byłby zmarnowany, a pójście drogą guru od produktywności nakazujących wykorzystać nawet minutę oczekiwania w kolejce do kasy to prosta droga do szaleństwa.
Jednak nie o takie zapychanie czasu nam tu chodzi
Wielkim paradoksem dzisiejszego świata jest ciągły brak na wszystko czasu i powszechne zabieganie, a jednoczesne zajmowanie się dosłownie rozumianymi pierdołami. Z jednej strony mamy aż nadto co robić, z drugiej ten bezcenny zasób jakim jest czas wykorzystujemy na bzdury. Gdy się temu bliżej przyjrzeć to aż oczy bolą. Na swój sposób uzasadnione byłoby lekceważenie przykrych obowiązków na rzecz realizacji hobby, ale na litość boską – kto przyzna, że jego hobby to kompulsywne odświeżanie Facebooka lub czytanie plotek o celebrytach?
Ten stan absurdu ma swoją nazwę
Jest to grecka acedia, co tłumaczy się często jako nudę. Ale nuda może być nudą sytuacyjną, wspomnianym brakiem zajęcia podczas siedzenia w kiblu czy czekania w kolejce. Acedia to stan pewnej życiowej alienacji. Czujemy się obco wobec naszego własnego życia, jesteśmy wobec niego zniechęceni, a jednocześnie nie mamy za bardzo pomysłu na alternatywy.
W acedii wszystko co robimy jawi nam się jako pozbawione sensu
Jeden ze średniowiecznych filozofów streścił to lapidarnie jako „nienawiść do tego co jest, pożądanie tego co nie ma”. Warto zwrócić uwagę, że nie chodzi tu o pożądanie czegoś konkretnego. Jesteśmy w domu chcemy wyjść. Wychodzimy, chcemy wrócić. Włączamy Facebooka i widzimy, że nic tam nie ma. Wyłączamy i za chwilę to samo.
Szeroko rozumiana nuda nie jest bowiem brakiem zajęcia lecz brakiem ciekawości.
Tracę zainteresowanie, czy to czynnością którą właśnie wykonuję, czy to w przypadku acedii całym swoim życiem. Jeżeli więc wykluczymy problemy zdrowotne (od czego należy zawsze zacząć) to pierwszą kwestią jest uzmysłowienia sobie, że nowe rozrywki wcale nie muszą pomóc, a są często wręcz drogą do kompulsywnej konsumpcji.
Jak jest więc recepta na życiowy brak sensu?
W 2005 roku norweski filozof i popularyzator filozofii Lars Svendsen wydał swoją pierwszą książkę. Temat nie był przypadkowy, bo poświęcona była właśnie nudzie, która autora zaprowadziła, jak sam przyznał do zapakowania się w różne używki. Oczywiście nie pomogło. Jednak Svendsen wykonał iście mistrzowski gambit myślowy: zamiast uciekać od nudy poddał ją krytycznej refleksji i napisał na jej temat książkę. Nie czytałem wspomnień Norwega i nie wiem czy jego zdaniem pomogło. Wiem, że od tej pory zamiast ćpunem stał się autorem kilku tłumaczonych na wiele języków bestsellerów.
Kluczem nie jest więc znalezienia nowego zajęcia, a ponowne rozbudzenie ciekawości. To zaś nie bierze się z „wzięcia w garść” tylko z refleksji. Nawet nuda staje się ciekawa, kiedy odpowiednio na nią spojrzeć.
Bibliografia:
L. Svendsen – Philosophy of boredom
W. Bałus – Acedia i jej następstwa, „Znak” 9/1992
PS: Jeżeli wpis się podobał zostaw napiwek 🙂