Jedną z najczęściej wygadywanych bzdur na temat teorii ewolucji jest to jakoby w jej procesie przeżywali „najlepsi”.
Bzdura ta doprowadziła do wielu okrucieństw. Do eksterminacji osób chorych, do rasizmu, do różnych rodzajów segregacji itd. No bo skoro ktoś sobie radzi gorzej w świecie od nas, a ewolucja działa, to czemu mielibyśmy się za lepszego od niego nie uważać?
Pomijając już kardynalny błąd logiczny w tym rozumowaniu gdzie z tego co „jest” wnioskuje się o tym „jak być powinno”, to jest to przede wszystkim objaw kompletnego niezrozumienia jak działa metoda doboru naturalnego. Można sobie wyobrazić, że pewnego dnia pojawia się śmiercionośny wirus na którego, o dziwo, naturalną odporność posiadają osoby z zespołem Downa, przez nazistów uznane swego czasu za jeden z „gorszych” typów człowieka. Wszyscy więc padają jak muchy a im nic nie jest. Dlaczego?
A no dlatego, że w procesie ewolucji mogą przetrwać nie osobniki „lepsze” tylko LEPIEJ DOSTOSOWANE DO ŚRODOWISKA.
Dobra Januszu filozofii, ale co to ma do dziennikarstwa i skąd nagle po wielu miesiącach humanistycznych i „kontynentalnych” tekstów nagle takie zainteresowanie ewolucją i biologią? A no ma sporo, a zainteresowanie stąd, że słynny biolog Richard Dawkins w książce „Samolubny Gen” postanowił teorię ewolucji zastosować także do kultury i jej wytworów.
W ewolucji biologicznej najmniejszą jednostką przekazywanej informacji jest gen. Zdaniem Dawkinsa kultura również ma taką jednostkę: to mem.
Tak: obrazki ze śmiesznymi kotami, rickrolled, obrażanie papieża. Oczywiście nie tylko, bo memem jest choćby jakiś rodzaj melodii, styl butów, idea filozoficzna itd. Posłużę się następującym przykładem. Kilka lat temu bardzo chciałem sobie kupić koszulę hawajską. I owszem, były: u Cejrowskiego (któremu jakoś nie bardzo mi się widzi dać moje pieniądze) albo importowane z USA z gigantycznym kosztem transportu. Jednak w pewnym momencie tego typu koszule w palmy albo kwiatki zaczęły się pojawiać w każdej sieciówce – do wyboru do koloru i choć w tym roku było tego chyba trochę mniej to ciągle mogę je mieć od ręki.
Czy możemy znaleźć jakąś analogię w rozpowszechnieniu się mody na jeden rodzaj koszuli z, powiedzmy jakimś specyficznym kolorem sierści u zajęcy? No właśnie zdaniem Dawkinsa możemy. Bo analogicznie jak zwiększa się w populacji, w wyniku pewnych zmian, pula genów, tak i zmienia się w społeczeństwie pula memów.
Wynikają z tego jednak pewne konsekwencje
Podobnie jak nie każdy gen przetrwa w danym środowisku, tak i memy dzielą się na lepiej i gorzej przystosowane do środowiska. Najlepszym tego przypadkiem są memy internetowe. Codziennie miliony zdjęć psów trafiają do internetu, ale tylko jeden został memicznym „cheemsem” (pic rel). Reszta, podobnie jak nieprzystosowane do środowiska naturalnego geny, zginęła.
Tak jak każdy filozof chce napisać drugą „Krytykę czystego rozumu” a każdy muzyk kolejne „Another brick in the wall” tak codziennie tysiące mediaworkerów i junior brand menagerów stara się aby to ich tekst, ich post czy obrazek zrobił możliwie wielkie zasięgi.
Oczywiście, nie we wszystkich przypadkach jest to możliwe. Podobnie jak niektóre geny muszą odpaść ze środowiska, bo zasoby naturalne są ograniczone i nie każdy osobnik może przetrwać, tak i niektóre memy z zasady muszą umrzeć. Nikt nie jest w stanie zobaczyć wszystkich śmiesznych obrazków, przeczytać wszystkich książek itd. Memy konkurują ze sobą: konkurują o naszą uwagę.
Ale które przetrwają?
To pytanie jest świętym Graalem naszych czasów. I odpowiedź na nie wcale nie musi być miła do usłyszenia. Kojarzycie z pewnością dinozaury (dla purystów: nieptasie dinozaury), które były wielkie, silne i w ogóle. Razem z nimi żyły sobie ssaki, takie małe wiewióreczki. Gdy jednak 65 milionów lat temu doszło do czegoś dziwnego (nie będę podejmował tematu wyginięcia dinozaurów), to właśnie te malutkie, zwinne wiewióreczki przetrwały zamiast dinozaurów, co wiele lat później doprowadziło choćby do powstania tego bloga.
W kulturze może być niestety podobnie
Jakiś czas temu żona byłego Marszałka Sejmu, laureatka Pulitzera i świetna dziennikarka Anna Applebaum opublikowała podziękowania za jeden tekst od Baracka Obamy, wówczas już eksprezydenta USA. Ja nie wątpię, że opinie Anny Applebaum są czytane przez wielu ludzi, często bardzo wpływowych (oraz tych mniej wpływowych, jak np. autor tego tekstu) ale czy to jest na pewno dobry mem?
Tego typu dziennikarstwo mogę porównać do dinozaurów
Są wielkie, zamaszyste, wymagają wielkiego nakładu energii i niewątpliwie siłę rażenia mają ogromną. Ale pewien Fin swego czasu chwalił się, że na żołnierza ich armii może przyjść 10 rosyjskich, a on i tak da radę. Zapytany jednak co będzie kiedy pojawi się jedenasty… no dobrej odpowiedzi znaleźć nie potrafił.
Odnoszę wrażenie, że podobny problem pojawił się w przestrzeni informacyjnej
Z jednej strony mamy „dinozaury” które mogą naprawdę silnie „przypieprzyć” opinią w, powiedzmy, „Polityce”. Opinią którą de facto można rozpatrywać w kategoriach literackich albo nawet wrzucić do czytania na maturę. Problem polega na tym, że taka opinia to nie jest dziesięć minut roboty (o dziennikarstwie śledczym już nawet nie będę wspominał w tym kontekście!) tylko trzeba jednak nad tym usiąść, przemyśleć, ułożyć i napisać.
Ale obok tego powstanie kilkadziesiąt tekstów z clickbaitowym nagłówkiem i treścią którą mógłby napisać dobrze sporządzony program.
I tu wkracza na scenę tysiące anonimowych „wiewiórek” które nad swoim tekstem siedzą co prawda krótko, ale za to są ich w stanie wypuścić wielokrotnie więcej. To trochę jak z samochodami: na jednego sprzedanego Bentleya przypadają setki Hyundaiów. Jeszcze do niedawna szedłbym w Bentleye, ale naprawdę, coraz ciężej widzieć mi w tym skuteczną praktykę. O ile jedna „wiewiórka” nie ma szans się przebić ze swoimi treściami to content „dinozaurów” może być przez stado wiewiórek po prostu zakrzyczany.
Niestety, życie jakiegokolwiek „mema” ma niewiele wspólnego z przyjętymi w naszej kulturze normami jakości
Dzięki Big Data i wielkim analizom robiony przy użyciu komputerów wiemy już, jak drastycznie spada czytelność wraz z odległością od szczytu strony. Tak jak u, powiedzmy, ptaków o przeżyciu może decydować przede wszystkim kolor dzioba, tak i czynniki które pozwalają żyć tworom kulturowym są zupełnie pozbawione celu. Stąd uznany, według pewnych konwencji za doskonały tekst może przepaść tylko dlatego, że długość, tytuł, lead itd. są „mniej przystosowane do środowiska” niż nowy news o biuście celebrytki.
Dawkins napisał kiedyś również inną książkę: Ślepy zegarmistrz
Dowodzi tam jak wiele świadczy o tym, że świat wbrew niektórym zapewnieniom wcale nie jest doskonale zaplanowanym projektem (ktoś kto się kiedyś zachłysnął powinien doskonale rozumieć, że drogi pokarmowe w tym samym tunelu co drogi oddechowe to nie jest najlepszy pomysł). Ludzkość to gatunek pełen błędów poznawczych, tak indywidualnych i grupowych. Bardzo daleka od naukowych standardów racjonalizmu w które wierzył Karol Linneusz mówiąc o „homo sapiens” czyli człowieku rozumnym. Nie ma więc absolutnie żadnego powodu, żeby wierzyć, że świat zmierza w dobrą stronę (czy raczej taką, którą my za dobrą uważamy).
Nie chciałbym jednak na tym pesymistycznym twierdzeniu kończyć
Richard Dawkins humanistą nie jest, a w humanistyce pojawiły się pewne koncepcje alternatywne. Na przykład słynna triada: teza-antyteza-synteza. Nieco starsi czytelnicy pamiętają jak wyglądał rynek piwny 15 lat temu, gdzie dostępne były niemal wyłącznie masowo produkowane koncernowe lagery o właściwie jednakowym smaku. To antyteza tego co było wcześniej, gdzie z braku dostępu do nowoczesnych technologii dalej robiono wszystko tak, jak przez wiele lat, dzięki czemu istniał dostęp do szerszej gamy piw.
I co? Mamy czasy obecne, kiedy półki uginają się od wszelkiej maści browarów kraftowych o najróżniejszych smakach
Także nie bójmy się! Obecnie na rynku medialnym może i dominują koncernowe (czy raczej „mediaworkerskie”) „siki” ale nie ma powodu wątpić w to, że i tu czasy kraftu nadejdą.