Skąd się biorą zodiakary?

Nie wiem czy wiecie, ale astrologia przeżywa swój renesans, zwłaszcza wśród tzw. pokolenia Z. Czy to oznacza, że zmierzamy niechybnie w stronę idiokracji? Mam pewne filozoficzne wyjaśnienie tego fenomenu.

Zapewne większość z nas słyszała swój głos na jakimś nagraniu i dla niemal każdej takiej osoby brzmi on dziwnie. Związane jest to z budową ludzkiego ucha, które inaczej odbiera dźwięki emitowane przez nas i te słyszane z zewnątrz. Pojawia się więc pytanie: jak NAPRAWDĘ brzmi nasz głos?

Jednym z najważniejszych dokonań filozofii jest odkrycie przez Kanta, że pytanie to w sumie nie ma wielkiego sensu

Należy bowiem od siebie odróżnić dwie kwestie. Po pierwsze to jak się sprawy – na przykład brzmienie czyjegoś głosu – mają naprawdę. Po drugie, to jak dana rzecz się nam jawi. To pierwsze Kant nazwał rzeczą samą w sobie i uznał, że jakiekolwiek dociekania na jej temat nie mają szans na powodzenie. Nie możemy „wyjść z siebie i stanąć obok” i popatrzeć na rzeczywistość obiektywną, która dla naszego aparatu poznawczego na zawsze pozostanie niedostępna.

A obszar tej rzeczywistości pozostaje niebagatelny

Wlicza się do niej nie tylko abstrakcyjne brzmienie mojego głosu „samego w sobie” ale również Boga, sens istnienia świata i ludzkiego życia, istnienie obiektywnych wartości takich jak dobro, prawda czy piękno. Przed Kantem filozofowie uważali, że da się do nich dojść drogą rozumowej spekulacji. Po Kancie – różnie. Jedni uważali, że jakiekolwiek rzeczy same w sobie są niedorzeczne. Inni, nieco bardziej umiarkowani powiadali, że może i coś na rzeczy jest – ale co z tego, skoro wymykając się naszemu poznaniu stają się nieuchwytne, a mówienie o nich jest wyłącznie bezsensowną paplaniną?

Ludwig Wittgenstein pisał, że wszystko co da się powiedzieć, można powiedzieć prosto (w sensie zdań odnoszących się do poznawalnego świata), a czego nie można powiedzieć, o tym trzeba milczeć.

Problem polega jednak na tym, że już pisząc swoje dzieło z którego pochodzi ów cytat nawet Wittgenstein zauważył, że coś jest nie halo. Bo będąc konsekwentnym, to tematy o których rozważał się pod przedstawioną zasadę nie kwalifikowały. Stwierdził więc, że należy jego zapiski potraktować jak drabinę, po której trzeba się wspiąć, a następnie odrzucić.

Czy jednak aby ta odpowiedź jest do końca satysfakcjonująca?

Jeżeli nawet powinna być, to trudno się zgodzić, że ludzkość się do tej rady stosuje. Cały czas zadajemy sobie pytania, na które odpowiedzi z natury udzielić się nie da. Ludzie zwłaszcza w chwilach trudnych: cierpiący, borykający się z wyrzutami sumienia albo stający przed wielkimi dylematami skłaniają się do rozważań nie tyle nad tym jaka rzeczywistość jest, tylko jak należy ją rozumieć i jaki sens dla nas przedstawia.

Nas tym właśnie problemem pochylił się niemiecki psychiatra i filozof Karl Jaspers

Jaspers, którego Hanna Arendt nazwała „Kantem dwudziestego wieku” nie mógł oczywiście wrócić do dawnych rozważań o naturze metafizycznego porządku świata nadprzyrodzonego. Ale nie chciał też zbyć tego tematu wittgensteinowskim milczeniem o tym czego nie możemy poznać. Wprowadził więc pojęcie „szyfrów transcendencji”.

Czym są szyfry transcendencji? Rozpatrzmy to na przykładzie historii o Złotym Cielcu

Podczas wędrówki Żydów po pustyni Bóg surowo zabronił im tworzyć jakiegokolwiek wizerunku swojej osoby. Jak oczywiście wiemy pod nieobecność Mojżesza Izraelici nie posłuchali i odlali sobie Cielca ze złota, który ściągnął na nich boski gniew i karę. Ale właściwie dlaczego miałaby bulwersować Jahwe taka niewinna rzeźba?

Jaspers (nb. wychowany jako protestant, czyli wyznawca religii która m.in. na sprawie podobizn boskich skonfliktowała się z katolicyzmem) powiedziałby, że Żydzi pomylili tu transcendencję (czyli rzecz nadprzyrodzoną, w tym wypadku samego Boga) z jej szyfrem, którym była złota figura.

Nie trzeba się zresztą do boskości odwoływać. Mam na przykład zdjęcia z moim zmarłym dziadkiem. Moja babcia też je ma. Ale na obu zdjęciach dziadek wygląda zupełnie inaczej: u mnie jest już w starszym wieku, z babcią to często młody facet. Na którym zdjęciu dziadek jest „prawdziwy”? Odpowiedź może być dwojaka: albo na obu, albo na żadnym. Na żadnym, bo „dziadek w ogóle” jest (i zawsze był) ideą, a te od czasów Platona wymykają się doświadczeniu, stanowią więc doskonały przykład transcendencji. Na obu, bo oba zdjęcia stanowią doskonały szyfr transcendencji, pozwalający uchwycić to co dla człowieka z natury nieuchwytne.

Czy można więc twierdzić, że wszystkie religie, horoskopy, mity, zabobony i inne tego typu zjawiska są prawdziwe?

Nie można, jeżeli ktoś przez „prawdziwe” rozumie prawdę w takim sensie, jak prawdziwe jest zdanie „widzę teraz przed sobą mój komputer”. Byłoby to niemożliwe, bo przecież samych religii są tysiące, a w ich obrębach kolejne tysiące sporów teologicznych. Sporów i różnic które, zarówno według Kanta jak i Jaspersa, są zupełnie bezprzedmiotowe.

Jednak owa Julka-zodiakara serio interesująca się astrologią ma przekonania prawdziwe. Są one prawdziwe jako szyfr tego, o czym prawdy lub nieprawdy orzec się nie da. W skrócie – są prawdziwe DLA NIEJ, służą zaspokojeniu potrzeby rozumienia świata (nie mylić z jego wyjaśnianiem i opisem), której zwykłe poznanie, w tym poznanie naukowe zaspokoić nie jest w stanie.

Problem więc nie w tym, że ktoś wierzy bzdury, bo w pewnym sensie nie wierzy. Pojawia się on dopiero wtedy, gdy ktoś, niczym Żydzi na pustyni, swoje szyfry bierze za rzecz które skrywają.

Bibliografia:
Z. Kuderowicz – Filozofia współczesna
M. Żelazny – Filozofia i psychologia egzystencjalna
K. Jaspers – Szyfry transcendencji

Komentarze