Jeżeli wierzyć Georgowi Heglowi, to największym paradoksem odniesionego sukcesu jest to, że z góry wpisana jest w niego przyszła klęska.
Hegel to z pewnością jedna z osób najbardziej zasłużonych dla potocznego wizerunku filozofii jako bezsensownej, mętnej paplaniny
Lecz choć przez swych krytyków niemiecki myśliciel uważany jest wręcz za ojca chrzestnego totalitarnych ustrojów XX wieku, to ogrom i niejasność jego dzieła sprawia, że możliwe są dużo ciekawsze interpretacje. Nie inaczej jest z jedną z najsłynniejszych heglowskich konstrukcji: stosunkiem pana i niewolnika.
Żeby to zrozumieć, posłużymy się przykładem dwóch fotografów
Pierwszy z nich ma do zrobienia zdjęcie do paszportu. Jest to chyba najmniej twórczy rodzaj fotografii – przepisy dokładnie regulują jak ma wyglądać, jakie mają być proporcje twarzy na zdjęciu itd. Rolą autora jest jedynie wypełnienie procedur.
Drugi fotograf to artysta. Jego celem jest stworzenie takiego zdjęcia, które trafi na wystawę do galerii i będzie nagradzane w konkursach. Tu zakres możliwości twórcy jest ogromny. Może zdecydować się na pozostawanie w artystycznej konwencji lub starać się przejść do awangardy.
Kluczem do pojęcia różnicy między tymi dwoma typami fotografów jest zrozumienie ich relacji do świata
Pierwszy z nich posiada znakomitą orientację w tym co i jak ma robić. Jest w pewnym sensie panem sytuacji, która nic nowego od niego nie wymaga i która niczym go nie zaskoczy. Doskonale wie jaki rezultat w swojej pracy osiągnie.
Drugi natomiast jest w pewnym sensie od rezultatów oderwany. To co uda mu się osiągnąć jest w dużej mierze podyktowane szczęściem i warunkami w jakich się znajdzie. W przeciwieństwie od „wyrobnika” nie jest panem sytuacji, lecz jej niewolnikiem.
Kilkaset lat wcześniej Kartezjusz uważał, że wiedza o swoim własnym istnieniu jest czymś jasnym i oczywistym i może być wywiedziona na drodze czystej dedukcji
Hegel zdecydowanie by się z tym nie zgodził. Zdaniem Niemca człowiek (podmiot) uzyskuje samowiedzę nie w sposób oczywisty, lecz wchodząc w relacje z zewnętrznymi przedmiotami (w tym także z innymi ludźmi). To właśnie ustosunkowując się do innych elementów świata zyskujemy samoświadomość. Ale proces ten nie przebiega bynajmniej bezproblemowo.
Zdaniem Hegla naturalną relacją człowieka z innymi jest relacja pana i niewolnika
Każdy z nas próbuje w jakiś sposób „opanować” świat. Może to polegać na dosłownym zmuszeniu kogoś innego by wykonywał dla nas niewolniczą pracę, ale może również, jak pokazałem wyżej, chodzić o stworzenie sobie takich warunków życia czy pracy, które w całości kontrolujemy.
Teoretycznie byłoby to ukoronowaniem całego procesu, jednak Hegel dostrzega, że pan wcale nie jest panem
Pan bowiem jest w pewnym sensie niewolnikiem będąc uzależnionym od tego, nad kim panuje. Dosłowny właściciel niewolników jest przez nich utrzymywany w sposób ekonomiczny, jednak każdy z nas będąc „panem” sytuacji i tworząc sobie komfortowe warunki z czasem staje się od nich zależny. Przypominają mi się w tym momencie obrazki z zeszłego roku, gdy w wyniku lockdownu wielu nowojorczyków odciętych było od prania czy gotowania. Przyzwyczajeni do zlecania tych usług „na mieście” kompletnie nie potrafili sobie poradzić, gdy pralnie i restauracje zostały zamknięte.
A niewolnik? Wcale nie jest w tak tragicznej sytuacji jak mogłoby się wydawać.
Co prawda rzeczywistość w jakiej się znajduje jawi mu się jako obca, jednak dzięki wchodzeniu z nią w interakcję coraz lepiej poznaje ją i się w niej porusza. Gdy „pan” obrasta w piórka i staje się coraz słabszy, niewolnik może zyskiwać samoświadomość. Wątek ten w słynny sposób pociągnął Marks twierdząc, że klasa „zniewolona” z czasem dochodzi do takiego poziomu świadomości, że dokonuje rewolucji przeciwko swoim panom.
Hegel w swojej filozofii podkreślał przede wszystkim historyczność ludzkości
Rzeczywistość nie tyle „jest” co „dzieje się”. Niezależnie czy w naszym życiu czujemy się panami czy niewolnikami to stan ten nie musi trwać wiecznie i może się zmieniać. A że zmiana bywa bolesna i wymaga wyrzeczeń? Cóż, jak zauważył również Hegel: nie da się nauczyć pływać bez wchodzenia do wody.
Przykład z fotografem zaczerpnąłem z „On the dialectical phenomenology of creativity” A. Hofstadtera.