Kiedy zdrada jest cnotą: jakie są granice lojalności?

Krycie pedofilii w Kościele uchodzi z jeden z doskonałych przykładów źle rozumianej, patologicznej lojalności. Jednak jak spojrzeć na sprawę szerzej, to łatwo dojrzeć, że jest to również przejaw ogromnej nielojalności: wobec wszystkich tych członków Kościoła, którzy nic złego nie zrobili.

Dwie grupy ludzi walczą z tuszowaniem nadużyć seksualnych w Kościele

Pierwsza, liczniejsza to oczywiście wszelacy antyklerykałowie i ludzie, których stosunek do religii jest co najwyżej obojętny. Druga, dużo mniejsza, to zagorzali katolicy tacy jak Tomasz Terlikowski czy ks. Isakowicz-Zalewski. Te same działania, ale z pewnością różne motywacje. Co więc może pchać radykalnych katolików do stawania w jednym rzędzie ze „śmiertelnym wrogiem”?

Oczywiście, po pierwsze może być to pragmatyzm

Trzeba mieć umysł czterolatka, żeby wierzyć, że śmieci zamiatane pod dywan nigdy spod niego nie wylezą. To zawsze jest i była strategia na krótką metę. Ignorowanie patologii, nie tylko w sensie etycznym, zawsze prędzej czy później prowadziło do jeszcze większej katastrofy czy rewolucji. Jeśli więc ktoś ma trochę oleju w głowie, to nie będzie w tego typu przedszkolne strategie rozwiązywania problemu brnął.

Jednak po bliższej analizie łatwo zauważyć, że patologiczna lojalność jest w istocie przejawem nielojalności.

Do napisania tego tekstu, poza wspomnianymi już sprawami Terlikowskiego i Isakowicza pchnęły mnie dwie dyskusje, które niedawno czytałem. Pierwsza dotyczyła polskiego rządu 1939, który w połowie walk, 17 września wyniósł się za granicę. Od tej pory walczące w Polsce jednostki pozbawione były centralnego dowództwa. Pomijając zresztą sprawę „ewakuacji” do Rumunii była masa przykładów gdzie generałowie dokonywali ordynarnej dezercji i opuszczali swoje stanowiska (Fabrycy, Dąb-Biernacki, Rómmel). Mimo to, wytykanie takich zachowań jest często uznawane za przejaw „srania do własnego gniazda” i stawania w jednym szeregu z prlowską propagandą, która robiła co mogła by oczernić przedwojenne władze.

Druga sprawa to często spotykane przeze mnie szpagaty intelektualne osób o ewidentnie lewicowych przekonaniach. Gdy mowa jest o zbrodniach Stalina czy Mao Zedonga nagle pojawia się masa dygresji, że liczba ich ofiar jest zawyżona, a w ogóle kapitaliści to też mordują i tak dalej. Cóż, zapewne liczba ofiar Holocaustu też nie wynosi co do jednego sześć milionów, zaś poza Hitlerem byli na świecie też inni zbrodniarze, jednak nikt normalny nie robi tu żadnych fikołków.

„Umów należy dotrzymywać”

Maksyma ta stoi u podstaw lojalności. Oczywiście nie chodzi tylko o umowy w sensie prawnym, ale też na pewnego rodzaju towarzyskich czy społecznych zobowiązaniach. Jeżeli z kimś „trzymam” i ta osoba zdradza mi swój prywatny sekret, to lojalność dopomina się, bym go nie wyjawił innym. Kiedy ta osoba popadnie w problemy, na przykład finansowe, lojalność nakazuje mi jej pomóc.

Ale lojalności wobec jednej osoby nie można traktować w oderwaniu od kontekstu

Jeżeli mój przyjaciel zdradzi mi w tajemnicy, że zamierza skrzywdzić innego z moich przyjaciół, to owszem, mogę w dziwnym odruchu zachować to dla siebie, ale czy aby na pewno będzie to przejaw lojalności? Wydaje mi się, że lojalność wobec tego drugiego przyjaciela nakazywałaby mi poinformować go o planach pierwszego.

Mamy więc tu do wyboru nie kwestię lojalność vs. nielojalność, lecz konflikt dwóch przypadków lojalności.

Przejdźmy więc do naszych przypadków. Czy biskup który kryje księdza pedofila jest lojalny wobec Kościoła? Kościół nie składa się wyłącznie z księży pedofilów i wobec tych uczciwych kapłanów biskupi również mają swoje obowiązki. Jeżeli ktoś, będąc księdzem, widzi, że jest traktowany tak samo jak pospolita menda, to słusznie ma prawo czuć się przez swoich zwierzchników skrzywdzony.

Drugi przypadek – polskich dezerterów. Czy jest przejawem lojalności wobec wszystkich bohaterów września, że stawia się ich de facto w jednym szeregu z pospolitymi tchórzami? Czy patriotyzm nie wiąże nas pewnymi zobowiązaniami, by jasno oddzielić tych, którzy na wyróżnienie zasłużyli, od ludzi godnych potępienia, bo inaczej rozmydla się wartość wyróżnienia?

I w końcu sprawa komunistów. Czy dziwna sofistyka jest w porządku wobec licznych socjaldemokratów, czy choćby polskich PPSowców, którzy ginęli w stalinowskich i ubeckich katowniach? Czy też raczej należy odróżnić walczących o prawa pracowników od totalitarnych bandytów i potraktować tych ostatnich jako bezwzględnie wartych potępienia degeneratów?

W końcu – lojalność to nie poddaństwo

Dbanie o własnych krewnych, przyjaciół, kraj, Kościół czy firmę nie jest relacją jednostronną. Mąż który znęca się nad rodziną nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, czemu więc żona miałaby go kryć, ze szkodą nie tylko dla siebie, ale również dla dzieci? Czy przyjaciel który nie jest lojalny wobec mnie, dalej jest moim przyjacielem i mam wobec niego jakieś zobowiązania? Czy biskup, który miast troszczyć się o wiernych przenosi bandytów z parafii do parafii wypełnia swoje zobowiązania, jakie przyjął na siebie przy święceniach?

Jasne, że nie zawsze sprawa jest taka oczywista

W którym konkretnie miejscu sprawa przestaje być „kwestią wewnętrzną”, a kiedy należy wyjść z nią „na zewnątrz”? To może być jasne w przypadku księży pedofili, ale niekoniecznie alkoholika, który w swój nałóg popada stopniowo i nie ma konkretnego momentu, w którym rodzina dostaje komunikat „o, teraz to już trzeba iść po pomoc”. Cóż, nie pozostaje więc nic innego, jak posłuchać starej, najlepszej (choć niedoskonałej!) ewangelicznej rady:

„Gdy brat twój zgrzeszy , idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!”

Bibliografia:
S. Keller – The limits of loyalty
Stanford Encyclopedia of Philosophy – Loyalty

Komentarze