Kiedy stykamy się z jakaś nową informacją oceniamy jej wiarygodność. Robimy to poprzez świadomą, chłodną analizę – czasami. Natomiast spontaniczne, intuicyjne „odczucie” prawdy czy fałszu towarzyszy nam zawsze.
Badanie 2,8 miliona tweetów z załączonymi linkami pokazała, że 59% z nich podano dalej bez czytania.
I choć na pierwszy rzut oka skala wiadomości które roznoszą się bez weryfikacji może się wydawać dobitnym przykładem upadku i głupoty współczesnego społeczeństwa, to bliższa analiza pokazuje, że jest to tylko wytłuszczenie zjawiska, które towarzyszy człowiekowi od zawsze.
Wbrew pozorom bezmyślne uznawanie otrzymywanych informacji za prawdziwe nie jest czymś nowym. Jeżeli zastanowimy się dokładniej, to stosujemy wobec innych swoistą zasadę ograniczonego zaufania.
Zasada ograniczonego zaufania znana jest z prawa o ruchu drogowym. Mówi ona, że należy z góry zakładać przestrzeganie przez innych przepisów, chyba, że są okoliczności świadczące że jest inaczej. Różni się tym samym od zasady bezwzględnego zaufania czy bezwzględnej nieufności, ale także od zasady ograniczonej nieufności. Według tej ostatniej trzeba założyć, że ludzie się do przepisów nie stosują, chyba, że okoliczności wskazują na co innego.
Dokładnie tak samo jest w komunikacji z innymi
Jeżeli pani w sklepie na pytanie „po ile ta szynka?” odpowiada mi „po 40”, to z zasady uznam, że szynka naprawdę jest po 40 i nie będę się podejmował kolejnych prób weryfikacji mojej wiedzy. Co więcej, będę też oczekiwał kompletności informacji. Gdy słyszę „szynka jest po 40” nie spytam „czy chodzi o złotówki?”, bo zakładam, że ceny w polskich sklepach podawane są w złotówkach i gdyby było inaczej to bym został o tym poinformowany.
Gdy uświadomimy sobie ile problemów powstałoby, gdybyśmy na co dzień zachowywali się inaczej łatwo zrozumiemy, że ewolucyjne ukształtowanie psychiki jako zasadniczo ufnej w zdobywane informacje jest zjawiskiem naturalnym i bardzo często pożytecznym. Większy problem leży w mechanizmach które zapalają ostrzegawcze lampki na znak, że oto możemy mieć do czynienia z wiadomością, której ufać nie należy.
Ocenić prawdziwość jakiejś informacji możemy na dwa sposoby: rzadziej, poprzez skrupulatną analizę. Zawsze: na drodze swoistej intuicji, która mówi „wszystko jest ok” lub „halo, coś tu nie gra!”
Wróćmy do naszego przykładu ze sklepu mięsnego i zastanówmy się jakie okoliczności musiałyby sprawić, że nabrałbym wątpliwości czy aby na pewno poznałem prawdziwą cenę szynki. Po pierwsze mógłbym zamiast „40” usłyszeć „400” co dosyć znacząco odbiega od mojej wiedzy na temat cen wędliny w osiedlowym mięsnym. Po drugie, ekspedientka mogłaby się dziwnie zachowywać podczas rozmowy, np. głupkowato się uśmiechać. Po trzecie, odpowiedzi zamiast pani w sklepowym uniformie, którą uznam za pracownicę mógłby udzielić stojący obok mnie, zarośnięty i chwiejący się facet.. Po trzecie, mogę zauważyć kartkę z ceną, która mówi mi co innego.
Wszystkie te przesłanki można opisać jako kroki prostego rozumowania oceniające zgodność zdobytej informacji z posiadaną do tej pory wiedzą (przeciętne ceny wędliny), wiarygodność źródła z którego pozyskałem informację (ekspedientka/menel) i w końcu ocenę dowodów świadczących o fałszywości tezy (kartka z ceną). W rzeczywistości jednak te operacje owszem, są możliwe, jednak to nie procesy myślowe mają znaczenie przy intuicyjnym uznaniu informacji za fałszywą. Odpowiada za to poczucie dyskomfortu, które pojawia się gdy widzimy coś podejrzanego.
Ile zwierząt z każdego gatunku wprowadził Mojżesz na Arkę?
Dwa? Taka odpowiedź często padała w pewnym eksperymencie, gdy pytanie zapisane było dużą, czytelną czcionką. Niestety nie jest ona prawdziwa: według Biblii zwierzęta na Arkę zabrał Noe, a nie Mojżesz. I co ciekawe, gdy pytanie zapisane było małymi, niewyraźnymi literami zdecydowanie wzrastała liczba osób, które ten błąd zauważyły.
Gdy zapoznając się z jakąś informacją czujemy się nieswojo, zdecydowanie wzrasta szansa na to, że potraktujemy ją z większym sceptycyzmem, co zwiększa szanse na racjonalne przemyślenia. Albo i nie…
Podobny eksperyment przeprowadzono pytając „który kraj słynie z zegarków, banków i scyzoryków?”. Co ciekawe, gdy robiono to przy użyciu nieczytelnej czcionki rosła liczba odpowiedzi „nie wiem” kosztem zarówno prawidłowej odpowiedzi „Szwajcaria” jak i tych nieprawidłowych, dotyczących innych krajów.
Niestety więc, ten „wrodzony” sceptycyzm również jest niedoskonałym narzędziem, które rządzi się swoimi prawami
Psychologia wprowadziła pojęcie „biegłości poznawczej” (cognitive fluency). To trochę tak jak z posługiwaniem się językiem: gdy jesteśmy w nim biegli, to nie zastanawiamy się nad każdym słowem. Jednak „biegłość poznawcza” ma niewiele wspólnego z faktycznym opanowaniem jakiejś wiedzy. Gdy przeczytamy sam nagłówek mówiący o aferze z udziałem nielubianego polityka to pasuje to do naszego światopoglądu, że dany typ to złodziej i łatwiej nam będzie podać to dalej bez zgłębiania szczegółów.
Biegłość poznawcza związana jest też z uczuciem przyzwyczajenia i bliskości.
Przy braku innych danych łatwiej nam uwierzyć przyjaciołom niż obcym. Prędzej zgodzimy się z opinią prawną człowieka który wygląda jak adwokat niż gościa z zielonym irokezem. W końcu lepiej ocenimy wiadomość, którą słyszeliśmy tysiące razy niż taką, która właśnie do nas dotarła.
„Największym oceanem świata jest Atlantyk.”
Co, nieprawda? No nieprawda: największym oceanem świata jest Pacyfik. Ale nawet ludzie, którzy początkowo to wiedzieli wraz z wyeksponowaniem na informację „największy jest Atlantyk” mieli większą tendencję do zaznaczania w eksperymencie błędnej odpowiedzi. Nasz mózg interpretuje „znane” jako „komfortowe” a „komfortowe” jako prawdziwe. I chociaż ludzie ci zapewne nie daliby się za błędną odpowiedź pokroić, to łatwo sobie uzmysłowić jak taka krótka „amnezja” jest niebezpieczna w przypadku wypełniania karty do głosowania.
I – last but not least – nasz wewnętrzny detektor bzdur może zmylić… ich obalanie
W jednym z eksperymentów przedstawiono badanym różne twierdzenia z reklam i poproszono o ocenę, czy są fałszywe. Później przedstawiono prawidłowe odpowiedzi i natychmiast powtórzono eksperyment. Jak łatwo się domyśleć, tym razem wszyscy odpowiedzieli zgodnie z prawdą. Ale za kilka dni eksperyment przeprowadzono ponownie. Wyniki? Szokujące. Zdecydowanie wzrosła liczba osób, które początkowo błędnie oceniły prawdziwość przedstawionych zdań. Po prostu: tłumacząc, że jakieś zdanie jest nieprawdziwe musimy je powtórzyć, a to z kolei sprawia, że wydaje nam się bardziej znajome, a przez to prawdziwsze…
Jakie stąd wnioski?
Z jednej strony pesymistyczne, bo w słabym świetle przedstawiają ludzką odporność na fake newsy. Z drugiej strony człowiek nie jest też odporny na wiele rzeczy, np. na zepsute jedzenie. I tak jak społeczeństwo zgodnie potępia cwaniaków sprzedających „odświeżane” mięso, tak powinno na gruncie etycznym ocenić osoby, które korzystając z ludzkich słabości wciskają innym zepsute informacje.
Bibliografia:
R. Greifeneder, M. Jaffe, E. Newman, N. Schwarz „The psychology of fake news”