Po co im te referenda?

Pseudoreferendalna farsa na wschodzie Ukrainy nawet zbytnio nie próbuje udawać uczciwego plebiscytu. Pojawia się więc pytanie: po co Rosjanom te teatralne szopki?

W 1562 roku na angielskim dworze doszło do dyskusji pomiędzy portugalskim ambasadorem a królową Elżbietą

Ambasador domagał się interwencji w sprawie angielskich kupców którzy – jak twierdził – działali nielegalnie w portugalskich koloniach. Królowa obiecała interwencję w tej sprawie. Wszystko by się na tym zakończyło, gdyby nie jeden szczegół. Anglicy uważali bowiem, że „portugalskie” jest tylko to, co Portugalczycy obstawili swoimi placówkami i wojskiem. Natomiast ambasador stał na stanowisku, że wszystkie ziemie odkryte przez Portugalczyków są dominium ich władcy.

Ktoś może uznać, że to typowe szukanie pretekstu, jednak jak wskazują inne dane różnica zdań mogła być jak najbardziej szczera

Znalazłem książkę poświęconą temu jak poszczególne narody rozumiały objęcie jakiegoś terenu we władanie. I tak, poza wyżej wymienionymi sposobami myślenia Hiszpanie wbijali krzyż i wygłaszali podniosłą mowę, Francuzi organizowali namiastkę orszaku królewskiego (z przymusowym udziałem tubylców!) zaś Holendrzy wszystko dokładnie opisywali. Oczywiście o ile ten ostatni przykład pełnił również istotne funkcje praktyczne, to we wszystkich tych przypadkach mamy do czynienia z istotnym, ceremonialnym i konwencjonalnym czynnikiem.

Bo tak na dobrą sprawę nie jest tak łatwo powiedzieć że jakiś przedmiot lub teren jest „czyiś”.

Dwa proste przykłady: Afganistan przez ostatnie 20 lat i Polska w czasie II Wojny Światowej. Zarówno Amerykanie w pierwszym, jak i Niemcy w drugim przypadku tak naprawdę czuć się mogli „jak u siebie” w silnie ufortyfikowanych garnizonach. Różne niedostępne tereny, a nawet miejskie ulice były tak naprawdę terytorium partyzantów, którzy nowej władzy nie uznawali, a nierzadko mieli faktyczne możliwości egzekucji własnych decyzji.

Świat jaki się nam rysuje w swojej naturalnej formie jest czymś bardzo chaotycznym

W takiej formie jakiekolwiek społeczne funkcjonowanie byłoby niemożliwe. Człowiek wyodrębnia w czasie i przestrzeni poszczególne okresy które różnią się od okresów pozostałych. To pozwala mu systematyzować chaos i tworzyć kosmos – czyli świat uporządkowany. Proces ten nie polega na jakiejś fizycznej relacji określonych przedstawicieli homo sapiens wobec skorupy ziemskiej, lecz na ustanowieniu kulturowych związków pomiędzy ludźmi a przestrzenią i czasem. A tych nie dokonuje się poprzez czynności faktyczne, lecz konwencjonalne.

Moim zdaniem przede wszystkim w takim też kontekście należy rozpatrywać pseudoreferenda i całą ich otoczkę

Pisałem wyżej, że jedna badaczka wyodrębniła typowe sposoby zajmowania terenów przez poszczególne narody w czasie odkryć kolonialnych. Warto zauważyć, że także Rosjanie od co najmniej stu lat uskuteczniają jeden model: „wychodzą naprzeciw” albo „demokratycznie wyrażonej woli” ludności (Polska 1939, Krym 2014, obecnie Donbas) albo też „wezwaniu bratniej partii/rządowi” (Finlandia 1940, Czechosłowacja 1968, Gruzja 2008). Trudno uzasadnić te farsę, której nikt normalny nie łyka propagandą (bo ludzie podatni na rosyjską propagandę przyjmą coś znacznie prostszego) ani tym bardziej względami prawnymi typu możliwość wysyłania poborowych na te tereny (bo rzeczy takie jak „państwo prawa” w Rosji występuje na tej samej półce co jednorożce i elfy).

Myślę więc, że „referendum” to swoista forma rytualna, która ma służyć przede wszystkim samym najeźdźcom.

Sam fakt, że stoją tam rosyjskie wojska nie sprawia jeszcze przełamania alienacji pomiędzy nimi a terytorium na którym się znajdują. Zachodzi tu przypadek podobny do konsekracji kościoła – samo zakończenie budowy gmachu nie czyni go jeszcze świątynią w poczuciu wiernych. Aby było to możliwe potrzebne jest odprawienie specjalnych ceremonii sakralizujących ten fragment świata.

Bibliografia:
P. Seed – Ceremonies of Possession in Europe’s Conquest of the New World, 1492–1640

Komentarze