Dlaczego nie żal mi protestujących Rosjan?

Ostatnimi dniami najbardziej palącą kwestią etyczną jest co Europa powinna zrobić z masą Rosjan chcących uciec przed mobilizacją.

Podobny temat poruszyłem na samym początku inwazji w stosunku do sankcji na tzw „zwykłych Rosjan”, gdzie twierdziłem, że to normalna konsekwencja bycia jak nazwał Arystoteles „zwierzęciem z natury żyjącym we wspólnocie” (to właśnie miał na myśli pisząc o słynnym „zwierzęciu politycznym”) i nie powinniśmy mieć przed sankcjami oporów.

Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię: małych, ale jednak, demonstracji jakie w związku z mobilizacją wybuchły w Rosji.

Ktoś może powiedzieć, że jest to zjawisko pozytywne, wszak nie ważne kto i dlaczego, ważne, że reżym ma w końcu jakichkolwiek przeciwników. Wyobraźmy sobie jednak sytuację z roku 1943 z Warszawy gdzie zostaje zabitych dwóch gestapowców wyjątkowo okrutnie znęcających się nad więźniami. Jeden ginie zlikwidowany przez AK za swoją działalność, drugi zaś przy okazji napadu rabunkowego zorganizowanego przez lokalnych rzezimieszków. Czy te dwa wydarzenia mogą być ze sobą porównywane?

Patrząc wyłącznie na konsekwencje powiemy, że jak najbardziej. W końcu w obu wypadkach zostają zlikwidowani dwaj wyjątkowo niebezpieczni ludzie.

Jednak moim zdaniem takie spojrzenie na sprawę jest wyjątkowo krótkowzroczne. Jeżeli bierzemy pod uwagę jeden czyn to rzeczywiście można by go było uznać za coś dobrego. Ale bandyta który zabija innego bandytę robi to nie z powodu jakichś praw moralnych a jedynie przez przypadek, bo akurat na drodze do realizacji jego niedobrych intencji stanął ktoś zły. Gdyby stanął przykładny obywatel, to również by padł ofiarą zamachu.

Tego typu myślenie jest zresztą bardzo wygodne dla różnych bandziorów

Włoska mafia czy latynoskie kartele lubią przedstawiać się jako coś w rodzaju współczesnych Robin Hoodów, walczących z innymi bandytami i tworzących alternatywną dla państwa, sprawiedliwszą strukturę społeczną. Co więcej, ta propaganda nierzadko trafia na podatny grunt i nietrudno spotkać ludzi postrzegających gangsterów przez pryzmat Vito Corleone z „Ojca chrzestnego”.

Podobna sytuacja jest z protestującymi Rosjanami

Wojna trwa od ponad pół roku, okazji do protestów była masa. Wyszli nie ze względu na bandytyzm Putina, a dlatego że ich albo ich bliskich chcą przerobić na mielonkę po donbasku. Wielu z nich do tej pory wojnę popierało (oczywiście mocno tu uogólniam i wrzucam do jednego wora być może szlachetne wyjątki, ale taki urok wszelkich analiz poświęconych zjawiskom masowym). Ba! Wielu z nich robiłoby to zapewne nadal, pod warunkiem, że ich osobiście by to nie dotyczyło.

Dlatego też uważam, że nie powinno się postrzegać obecnych demonstracji w ogóle w kategorii oporu przeciw reżymowi

Tak jak nie jest żadnym opozycjonistą pieniacz niezadowolony z decyzji ZUSu, tak nie jest nim ktoś komu nie podoba się, że jego akurat spotkało jakieś nieszczęście. To wyraz zwykłego niezadowolenia, do jakiego człowiek oczywiście ma prawo, ale wątpię, że powinniśmy w tym widzieć jakiś przejaw bohaterstwa.

Komentarze