W nienormalnej sytuacji nie należy się spodziewać u ludzi normalnego myślenia.
Zaatakowali nas kosmici!
To znaczy nie nas tylko, jakby inaczej, Stany Zjednoczone. I nie pierwszy raz. Pod koniec XIX wieku przybyli na latających parowcach. W 1946 w słynnych spodkach. W ogóle to na początku nie były spodki tylko półksiężyce poruszające się jak spodek po wodzie (słowa pierwszego obserwatora), ale zmieniony przekaz medialny poszedł w świat. I nagle spodków pojawiły się na niebie tysiące.
Większa część literatury poświęcona ufoludkom dzieli się na dwie części. Pierwsza, znacznie obszerniejsza i na szczęście trzymana jeszcze z daleka od poważnych wydawnictw (choć nie kanałów „popularnonaukowych”) dowodzi, że kosmici zbudowali piramidy, przysłali do nas Jezusa etc. Druga mówi, że z całym szacunkiem, ale nie. UFO to złudzenia, mistyfikacje, pomyłki, halucynacje, wspomnienia z paraliżu sennego, zażycia narkotyków, epizodów delirycznych. I tyle, koniec tematu.
Sęk w tym, że problem UFO nie polega na wywarzaniu otwartych drzwi i tłumaczeniu, że paraliż przysenny zdarza się częściej niż porwania przez humanoidalne istoty z innej galaktyki. Problem UFO polega na tym, że tysiące ludzi w te oczywiście nieprawdziwe historie wierzy i za nic w świecie przestać nie chce.
Pierwsze wyjaśnienie tego fenomenu jest takie, że to po prostu głupota. Tłumaczenie to brzmi mniej więcej tak: Zarówno każdy człowiek jak i każda społeczność rozwija się. Człowiek rodzi się mały i w pierwszych latach swojego życia wierzy w świętego Mikołaja i inne bzdury. Dorasta, uczy się i porzuca głupie przekonania. Jeżeli ich nie porzuca, to coś zawiodło: ktoś go czegoś nie nauczył albo ma problemy ze zdrowiem. Podobnie społeczeństwa zaczynają od epoki ciemnej, gdzie wiedza o świecie była nikła, więc wszystko tłumaczono zabobonami i wpływami niedostępnych dla człowieka mocy. Jednak wraz z postępem ludzkość zaczyna rozumieć, jak działa świat i porzuca gusła. Także tutaj trwanie przy starych poglądach jest wyrazem patologii i zacofania, które należy zwalczać.
Takie myślenie wydaje się oczywiste, jednak w rzeczywistości oczywiste nie jest. Tak rozumiana idea postępu ma zaledwie kilkaset lat. Człowiek z wieku XIII nie bardzo odczuwał, że żyje w innej epoce niż człowiek z wieku III. Owszem, różnice były wiadome, dostrzegał upływ czasu, ale zasadniczo było obce myślenie, że oto historia posuwa się w jakimś kierunku. Co najwyżej była dawniej epoka przed Chrystusem, a spodziewać się można było jego ponownego przyjścia w przyszłości. Dopiero czasy Oświecenia przyniosły wiarę w to, że problemy ludzkości wynikają z niewiedzy a postęp nauki i techniki pozwoli stopniowo je wyeliminować.
Przekonania więc takie jak wiara w kosmitów (ale też wszystkie lub prawie wszystkie poglądy religijne czy stwierdzenia oparte na doświadczeniach irracjonalnych i czysto subiektywnych) zostały uznane za balast nie tylko zbędny, ale wręcz szkodliwy.
Dalej poszło szybko. Najpierw Kant opisał bezsens klasycznych metafizycznych rozważań. Później Nietzsche wykrzyczał, że Bóg umarł i stare religie nie mogą już być źródłem wiedzy tak o świecie jak i moralności. No i wreszcie Max Weber uznał odczarowanie świata: jeżeli czegoś nie wiemy, to po prostu czeka to jeszcze na zbadanie. A to co wiemy tłumaczy nam nauka. A nie szaman.
Zostańmy jednak przy tym ostatnim. Rzeczywiście, żeby wyjaśnić, jak działa samolot albo komputer nie uciekamy się do diabłów i sił magicznych. Problem polega na tym, że o ile „dla nas” jako ludzkości wynalazki te nie budzą tajemnic, to dla mnie jako dla jednej osoby już jak najbardziej. Weber doskonale o tym wie i wysyła mnie do biblioteki, gdzie po kilku godzinach lektury jako taki ogląd będę miał.
Sęk jednak w tym, że o ile mogę zdobyć wiedzę o tym jak działa to czy tamto, to wiedzy o wszystkim z obiektywnych przyczyn nie posiądę nigdy. Ani ja, ani nikt inny. Rozległość wiedzy naukowej jaką ludzkość dysponuje sprawiła, że mamy na świecie tysiące specjalistów, którzy jednak są biegli tylko w bardzo wąskim wycinku wiedzy.
Doszło więc do paradoksalnej sytuacji. Oto człowiek sprzed setek czy tysięcy lat jak czegoś nie wiedział szedł do szamana, który udzielał mu odpowiedzi na każdy temat. Bzdurnej? Może i bzdurnej. Ale takiej która zaspokajała jego naturalną potrzebę posiadania porządku i umysłowej harmonii, w której znał swoje miejsce.
Człowiek współczesny takiego komfortu nie ma. Przypomina trochę taki komiks o Sknerusie McKwaczu, który za wszelkie swoje pieniądze dostał jeden banknot o ogromnym nominale. Miał majątek, a w praktyce nie miał nic, bo nikt nie miał wydać reszty. Podobnie człowiek współczesny, ma czysto hipotetyczny dostęp do wiedzy, której w praktyce mieć nie może.
Wszystkie więc te odwieczne potrzeby człowieka wracają do korzeni i każą szukać nowych bożków i „szamanów” przywracających harmonię i dającym upust pierwotnym lękom. Wiara w UFO, pseudonauka, teorie spiskowe. Można tłumaczyć, że to przez szarlatanów, rosyjskich trolli etc. Można mówić, że to przez zbyt małą ilość edukacji, jakbyśmy już nie mieli jej więcej niż którekolwiek pokolenie naszych przodków. Można. Ale można też się zastanowić, jak inaczej zwykły człowiek ma przekroczyć wielką przepaść dzielącą jego skromny rozumek od potęgi współczesnej technologii? Jak ma odnaleźć się w meandrach zglobalizowanej gospodarki, nie wiedząc nawet na czym polega jego praca, jaki ma cel i komu właściwie służy? Chce mieć odpowiedź na te pytania, a świat mu jej udzielić nie może. Nic więc dziwnego, że szuka u kosmitów, Trumpa, qanona czy innego współczesnego szamana.
Zachęcam by dołożyć na tacę:
https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy