Wbrew pozorom człowiek, który całe życie wychował się w dżungli wśród zwierząt może być znacznie mniej samotny niż obdarzony życiem towarzyskim mieszkaniec wielkiego miasta.
Zacznijmy od tego, że ludzie tacy jak filmowy Tarzan naprawdę istnieją
Kilka lat temu odkryto w wietnamskiej dżungli człowieka, który jako ośmiolatek uciekł z ojcem przed bombardowaniem i przez następne 41 lat nie miał żadnego kontaktu z cywilizacją. Lang – bo tak miał na imię – nie wiedział nawet o istnieniu kobiet, nie miał żadnego pojęcia o regułach panujących w społeczeństwie i wykazywał psychikę kilkuletniego dziecka. Czy był samotny? Wbrew pozorom niekoniecznie.
Musimy bowiem na początku rozróżnić od siebie dwie sprawy
Czym innym jest fizyczna izolacja od innych ludzi, a czym innym samotność. To pierwsze jest stanem obiektywnym i może być czymś bardzo pożytecznym, o czym doskonale wiedzą tłumy myślicieli, mnichów i innych osób, które w dziejach celowo izolowały się od innych. Dlaczego? Zaraz o tym powiemy.
Natomiast samotność jest zjawiskiem subiektywnym, niezależnym od tego ile osób nas otacza. Co więcej, paradoksalnie u „człowieka dżungli” może być trudniej o jego wystąpienie niż u dynamicznego członka zachodniego społeczeństwa.
Myślę, że podpisał by się pod taką ryzykowną tezą filozof i psycholog Erich Fromm. W jego ujęciu powstanie samotności jest koniecznym elementem rozwoju człowieka. Pojawia się już w momencie porodu, kiedy dosłowna, fizyczna jedność z matką zostaje przerwana. Jednak dziecko na tym etapie życia w dalszym ciągu jest w pełni zależne i związane z innymi. Z „punktu widzenia niemowlaka” matczyna pierś jest częścią jego samego.
Im bardziej człowiek się rozwija, tym większą odrębność od świata sobie uświadamia. Świadomość ta jest warunkiem koniecznym do zaistnienia dwóch stanów: po pierwsze, do poznania swojej wolności i możliwości działania. Po drugie, do odczuwania braku czegoś lub kogoś.
Postawmy się jeszcze raz w sytuacji naszego kolegi z dżungli. Czy przez 40 lat odczuwał brak relacji z innymi? W sensie biologicznym, choćby z powodu niemożności rozładowania napięcia seksualnego na pewno. Jednak brak ten był dla niego czymś naturalnym, nie wyobrażał sobie nawet innego życia, tak jak średniowieczny człowiek nie wyobrażał sobie, że jednym przyciskiem można momentalnie oświetlić cały dom. Można więc powiedzieć, że będąc odizolowany od ludzi samotności nie odczuwał.
Człowiek cywilizowany wiedząc o tym, że istnieją inni ludzie, że można z nim wchodzić w relacje romantyczne czy przyjacielskie, wspólnie spędzać czas i wymieniać poglądy odizolowanie znosi zupełnie inaczej.
Nie chodzi zresztą tylko o relacje z ludźmi. Weźmy taką pracę: czy chłop pańszczyźniany był szczęśliwy? Tak naprawdę to dziwne pytanie. Z jego punktu widzenia nie było zasadniczo żadnego wyboru, robił to co robili przodkowie, w sposób, w jaki robili to przodkowie i nawet nie wyobrażał sobie, że może prowadzić inne życie. Dziś człowiek ma świadomość dużej swobody w wyborze życiowej drogi, co z jednej strony jest warunkiem koniecznym by znaleźć zajęcie umożliwiające pełne samospełnienie, z drugiej zaś powoduje poczucie alienacji gdy robi się coś, czego się nienawidzi tylko po to, by mieć na chleb.
No dobra – ale choć wiele osób skarży się na samotność (czy to w sensie międzyludzkim, czy ogólnie czuje się wyalienowana ze świata) to w dalszym ciągu większość nie narzeka. Czyżby prowadzili takie udane życie? No cóż: niekoniecznie.
Fromm wskazuje na trzy sposoby zapobiegania samotności. Pierwszy to oczywiście samospełnienie czy to poprzez pracę czy poprzez miłość względem Innego. Ten jest naturalnie tym „zdrowym” sposobem. Jednak dwa kolejne zamiast zwalczać samotność starają się na swój sposób cofnąć człowieka z powrotem do znanego z dzieciństwa stanu błogiej nieświadomości.
Pierwszy z nich to praktyki orgiastyczne. Mogą być to dosłownie orgie seksualne, ale też picie na umór, ćpanie, gry komputerowe czy nawet pracoholizm. Wszystko to nie dla odpoczynku, przyjemności czy w przypadku pracy w celu samorealizacji lecz dla zapomnienia. Mam problemy i czegoś mi w życiu brakuje? Super – zrobię pół litra i już nie mam. Na kilka godzin co prawda, ale zawsze coś! Szkoda czasu na tłumaczenie jakie to głupie, przejdźmy więc do formy eskapizmu dużo bardziej subtelnej i niebezpiecznej.
Podobno w Korei Północnej jest katalog dozwolonych fryzur
Brzmi to absurdalnie, ale teraz mam taką propozycję: przejdźmy się po ulicy w Warszawie i policzmy ile rodzajów fryzur odnotujemy. Nie za wiele, co nie? Co prawda oczywiście Europa to nie Korea i nasze społeczeństwo jest dużo bardziej różnorodne, jednak w dalszym ciągu lwia część ludzi ma podobne gusta modowe, podobnie się odżywia, podobne prace wykonuje i w ogóle bardziej wmawia sobie swoją indywidualność niż ją naprawdę posiada.
Fromm uważał, że najpopularniejsza strategia walki z samotnością jaką przyjmuje człowiek nowoczesny to właśnie wtopienie się w tłum. Zachowując się tak jak inni się zachowują i myśląc tak jak inni myślą w pewnym sensie znowu staje się beztroskim dzieckiem, które nie musi za swoje wybory brać odpowiedzialności.
Tu właśnie pojawia się ten wymiar odosobnienia, który przez setki lat przyciągał różnych ludzi.
Jeżeli bowiem nie uciekamy od samotności stajemy się bardziej wrażliwi na świat który nas otacza. Człowiek świadomy może być samotny, ale człowiek samotny świadomy być musi. Fromm przytacza tu biblijny mit o wygnaniu z raju, który dokonał się dopiero wtedy, gdy pierwsi ludzi zjedli zakazany owoc i jak mówi pismo „otworzyły im się oczy”. Chcemy mieć otwarte oczy? Musimy się zgodzić na pewien ból. Zwłaszcza, że gdy raz się go poczuje cofnąć się już nie da, można się co najwyżej oszukiwać.
Bibliografia:
E. Fromm – O sztuce miłości