Wędrowny pasterz czy chłop pańszczyźniany? Kogo bardziej przypomina współczesny człowiek

Zostałem niedawno spytany jaką filozofię wyznawał chłop pańszczyźniany. Zanim to omówimy muszę powiedzieć jasno: niewiele się musiał namyśleć, żeby ją odkryć.

Wyobraź sobie, że Twoim znajomym urodził się najmłodszy syn i informując o tym fakcie świat na Facebooku piszą przy okazji, że będzie księdzem.

Albo, że ożeni się z córką tej lub tamtej pary. Dziś potraktowalibyśmy to jako oczywisty żart, ale kilkaset lat temu równie oczywiste było wyznawanie takich poglądów na serio. Przez tysiące lat człowiek żyjący w osiadłych społecznościach już w chwili swojego urodzenia zyskiwał tożsamość jaką będzie miał w dorosłym życiu. Jeżeli ktoś był synem króla, to w przyszłości też będzie królem lub w najgorszym razie jednym z najwyższych dostojników. Jeżeli ktoś był synem chłopa również zostawał rolnikiem.

Podział na klasy społeczne z czasem stał się skrajnie sformalizowany: chłopów wiązano z ziemią, stan szlachecki zamknięto, podobnie jak wyższe stanowiska kościelne. Mało kto zastanawiał się „jak żyć?” bo nie było nad czym się zastanawiać. Chłop pańszczyźniany żył od żniw do żniw i nie czuł z tego powodu wyrzutów sumienia i poczucia braku sensu w życiu, podobnie jak przeciętny człowiek nie ma poczucia jakiegoś niedosytu dlatego, że nie potrafi latać. Faktyczny brak możliwości wyboru sposobu życia powodował pewnego rodzaju komfort psychiczny związany z brakiem odpowiedzialności za właściwą decyzję i poczucia winy, jeżeli z czasem uznamy nasz wybór za zły.

Pod wieloma względami życie współczesnego człowieka przypomina życie chłopa pańszczyźnianego. 

Związani kredytami na mieszkanie często wegetujemy od 8 do 16, od poniedziałku do piątku. Problem jednak polega na tym, że w przeciwieństwie do naszych rolniczych przodków nie jesteśmy z góry skazani na takie bytowanie. W pewnym sensie sami je sobie wybraliśmy. Pod wpływem rodziny, środowiska itp. ale generalnie zdajemy sobie sprawę, że inne życie jest możliwe. I tu pojawia się problem, bo chłop pańszczyźniany razem z tożsamością dziedziczył poczucie sensu własnej egzystencji. A my, biorąc za siebie faktyczną odpowiedzialność tego komfortu nie mamy.

Jednak homo sapiens nie prowadzili w swoich dziejach wyłącznie osiadłego życia. 

Ba: nie jest on nawet naturalny! Przez dziesiątki tysięcy lat prehistoryczni myśliwi podążali za stadami zwierzyny przesuwając się z miejsca na miejsce. Regularność ich życia była dużo, dużo mniejsza niż rolników egzystujących według corocznego cyklu wegetacji rośli. O ile jednak społeczności łowców-zbieraczy znikały wraz z postępem cywilizacji, to do dnia dzisiejszego jest grupa podobnych ludzi. Są to nomadzi.

W 1929 roku niemiecki teolog Albrecht Alt wyodrębnił po krytycznej analizie Księgi Rodzaju jeden z najstarszych filarów religii Izraela, którą nazwał kultem „Boga Ojców”. Kim byli Ojcowie? To głowy koczowniczych klanów, które egzystował w dzikich górach środkowej Palestyny. W Biblii występują jako Abraham, Izaak i Jakub, choć takich grup było dużo więcej i nie ma w tej chwili żadnego znaczenia faktyczna (bardzo wątpliwa) historyczność wspomnianej trójki.

Teren o którym mowa, mniej więcej pokrywający się z terytorium formalnie należącym do Autonomii Palestyńskiej był przez stulecia niemal niezamieszkały. O ile nadmorskie niziny były zajęte pod uprawę i kontrolowane przez wojska egipskich faraonów, góry były dzikim terenem niczyim. Ściągały banitów, przestępców, koczowników i garstkę rolników zajmujących co żyźniejsze kawałki ziemi. Mentalność tych ludzi znacznie różniła się od ich osiadłych sąsiadów.

Nomada nie miał specjalizacji zawodowej.

Rolnik był całe życie rolnikiem, koczownik bywał pasterzem, kupcem, rabusiem czy najemnikiem. Taka postawa wykluczała go ze zorganizowanych społeczności, ale nie oznacza to, że wysyłała na bezludną pustynię. Koczownicy żyli raczej na pograniczu cywilizacji, w ścisłej z nią symbiozie, ale nie wewnątrz niej. Po żniwach wypasali swe stada na wiejskich polach, co pozwalało je użyźnić, handlowali z wieśniakami, w końcu rabowali ich. Można powiedzieć, że ze społeczeństwem nawiązali znajomość bez zobowiązań.

Nawet ich religia była inna. Analizując wierzenia kultur typowo rolniczych łatwo zauważymy, że mają one swoją własną specyfikę. Po pierwsze, bogowie związani są z konkretnym miejscem (konkretną osadą i położoną w niej świątynią). Po drugie, niemal nie istnieją wymagania etyczne jakie bogowie stawiają wyznawcom, za to bardzo mocno rozbudowany jest kult i różnego rodzaju ceremonie. Sformalizowana jest zresztą cała relacja bóg – człowiek. Nie ma objawień, a religia wygląda jak jeden wielki automat: człowiek składa ofiarę bogu deszczu = pada, nie składa = nie pada.

Wspomniana wcześniej „Wiara Ojców Izraela” miała inny charakter.

Zamiast kultu i automatycznego składania ofiar liczyła się osobista relacja z Bogiem, który pełnił tu raczej rolę Anioła Stróża konkretnego klanu. Bóg ten nie miał swojego „domu” lecz przebywał zawsze tam, gdzie przebywali jego wierni. Ofiary jakie składali patriarchowie nie miały charakteru „wymagań” jakie stawiał Bóg (w przeciwieństwie do przymierza zawartego z Mojżeszem: to inna warstwa teologiczna, o innym pochodzeniu) a wdzięczności wynikającej z inicjatywy człowieka.

Najważniejsza różnica między tą pierwotną religią koczowników a późniejszym Jahwizmem jest taka, że to na człowieku spoczywał ciężar działania. 

Prorocy wielokrotnie atakowali izraelskich królów za szukanie oparcia w ziemskich sojuszach. Ich zdaniem jedynym rozwiązaniem jest bezgraniczne zaufanie Bogu, że on rozwiąże wszystkie problemy. Zupełnie inaczej widziano to w czasach patriarchów: Bóg nomadów wspierał w działaniu, ale nie działał za człowieka. Radził, ale nie rozkazywał (uprzedzając zarzuty: historia o ofiarowaniu Izaaka jest najprawdopodobniej późniejsza).

Problemem jaki nas dotyczy jest to, że nasze codzienne życie po części przypomina osiadłego chłopa, po części zaś koczownika.

Z jednej strony sami decydujemy się prowadzić takie a nie inne życie, z drugiej zaś długoterminowe zobowiązania wiążą nas z konkretnym miejscem, konkretnym zajęciem i konkretnymi ludźmi na wiele lat, często na całe życie. Ponosimy odpowiedzialność (choćby przed własnym sumieniem) jak wolny człowiek, a mamy w rzeczywistości związane ręce jak chłop pańszczyźniany. Żeby tego uniknąć trzeba sobie zdać sprawę, że dziś jesteśmy trochę jak ci pasterze na pustyni, którzy byli panami własnego losu. Warto dziesięć razy zastanowić się przed ulegnięciem presji środowiska na wzięcie kredytu na mieszkanie, zawarcie małżeństwa czy zdecydowanie się na dziecko. Kilka pokoleń temu to była jedyna życiowa ścieżka, alternatywą dla której było co najwyżej bycie kryminalistą. Dziś też często trudno jest wybrać inne opcje. Ale zazwyczaj można. I warto je rozważyć, bo ostatecznie za zły wybór będziemy odpowiadać my.

Bibliografia:
M. Berman – Wandering God. A study of nomadic spirituality
G. Fohrer – History of israelite religion

Komentarze

Jeden komentarz do “Wędrowny pasterz czy chłop pańszczyźniany? Kogo bardziej przypomina współczesny człowiek”

Możliwość komentowania została wyłączona.