W naszej kulturze od małego uczy się, że trzeba być bezinteresownym i pomagać innym a egoiści są przedstawiani negatywnie. Czy aby jednak na pewno taka postawa jest najzdrowsza dla ludzkości?
Czasami można znaleźć w literaturze informację o tym, że starożytni Grecy nie znali słowa określającego bezinteresowność
Koncepcja altruistycznej pomocy innym, nienastawiona na żadne korzyści dla siebie, albo wręcz licząca się z własnymi stratami miałaby pojawić się w Europie wraz z chrześcijaństwem. Teza ta, po pewnym uściśleniu (pomysł taki pojawia się po raz pierwszy w Starym Testamencie, chrześcijaństwo rozszerzyło ją jednak zdecydowanie poza krąg Żydów na ogół ludzkości) jest zasadniczo słuszna, jednak wymaga pewnego rozwinięcia.
Słowo które pojawia się w polskich przekładach Biblii jako „miłość” przetłumaczyć można na grekę, w której spisany został Nowy Testament na kilka różnych sposobów.
„Miłość” biblijna, tak w Nowym Testamencie jak w Septuagincie, czyli greckim przekładzie Starego Testamentu to grecka agape. W klasycznej literaturze greckiej termin ten niemal nie występuje. Grecy znali kilka słów, które można na polski przetłumaczyć jako „miłość” – eros, philia czy storge jednak żaden z tych terminów nie pasuje do tego co autorzy biblijni chcieli przekazać.
Koncepcja agape (po łacinie: caritas) jest jedną z najważniejszych konstrukcji filozoficznych w chrześcijaństwie
Agape to przede wszystkim czysto bezinteresowna miłość Boga do człowieka, który kocha go tylko dlatego, że jest człowiekiem. Nie da się tu znaleźć dodatkowego uzasadnienia. Miłość taka trochę przypomina „miłość” do własnego zdrowia – cenimy je samo przez się, bez dalszego uzasadnienia. Tu jednak postulat idzie jeszcze dalej: Bóg ma kochać człowieka nie tylko bezinteresownie, ale też pomimo grzechów. To trochę tak jakby człowiek na oddziale paliatywnym cenił swoją kondycję, mimo iż jest zdemolowana przez choroby.
Ta bezinteresowna miłość Boga do człowieka owocuje również relacją odwrotną: człowiek może dzięki boskiej łasce pokochać Boga i, to nas dzisiaj interesuje najbardziej, drugiego człowieka.
W tym postulacie etycznym, wyrażonym w przykazaniu „kochaj bliźniego swego jak siebie samego” przebrzmiewa konieczność bezinteresownej troski o drugiego człowieka tak jak o siebie. Ze wszystkimi wadami, wrogością jaką otrzymujemy w zamian i tak dalej.
Postulat trudny, jednak według chrześcijan dzięki łasce Bożej możliwy. Czy jednak aby na pewno jego spełnienie będzie takie dobre dla ludzkości?
Jakiś czas temu pisałem o tym, że nadmierna empatia może być stanem patologicznym. 8 lat temu nakładem Oxford University Press wyszła głośna książka pokazująca ciemne strony altruizmu. Część zarzutów jakie wtedy się pojawiły można przeczytać choćby tutaj. Także ksiądz Tischner z pewnym dystansem spoglądał na bezgraniczne poświęcenie innym, wskazując na sporą paradoksalność tej postawy.
Stare przysłowie mówi, że dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Postawa bezinteresownej troski o innych rodzi bowiem wiele problemów.
Po pierwsze, problem pojawia się, gdyż nie do końca wiadomo kto ma decydować o tym co jest dla drugiej osoby dobre. Nadopiekuńczość jest przykładem takiej patologii, gdy jedna osoba (rodzic, małżonek) robi wszystko za drugą. W dobrej wierze uzależnia kogoś od siebie, przez co tworzy niesamodzielną sierotę zdaną na łaskę innych.
Po drugie, pojawia się pytanie, czy aby deklarowana bezinteresowność nie jest oszukiwaniem własnej natury. Koncepcja psychologicznego egoizmu mówi nam, że każde nasze działanie jest ostatecznie motywowane własnym interesem. Oczywiście interes ten należy rozumieć bardzo szeroko – ktoś dający datek na fundację dobroczynną nie musi się spodziewać jakiejkolwiek materialnej rekompensaty, ale może chcieć zaspokoić potrzebę uznania w swoich własnych oczach.
Z egoizmem psychologicznym jest jednak również pewien problem – jest to zbyt szeroka kategoria, by byłą wartościowa
W sytuacjach kiedy ulegamy na przykład presji otoczenia, również możemy doszukiwać się głęboko zakopanych, podświadomych motywów egoistycznych. Jednak doprowadzona w ten sposób do ekstremum koncepcja egoizmu psychologicznego sprawia, że w ostatecznym rozrachunku mówi nam po prostu, że wszelkie motywacje naszych działań są naszymi własnymi motywacjami, a nie cudzymi, nawet jeżeli powstały pod wpływem kogo innego.
Mimo iż mówienie o psychologicznym egoizmie jest więc trochę nad wyrost powiedziane, to zwróciłbym uwagę na ostatnie zdanie jakie napisałem.
Jak wspomniałem na początku, Grecy nie znali słowa oznaczającego bezinteresowną troskę o drugiego człowieka. Co nie oznacza, że się o niego nie troszczyli. Tak pisał Arystoteles:
Charakterystyczną cechą człowieka słusznie dumnego jest dalej, że o nic lub prawie o nic nie prosi, śpieszy natomiast chętnie z pomocą i przybiera postawę wyniosłą wobec ludzi na wysokich stanowiskach i takich, którym dobrze się wiedzie, a powściąga swą dumę wobec osób średnio sytuowanych ; przewaga bowiem nad pierwszym i jest trudna i budzi szacunek, nad drugim i zaś — łatwa, i wynoszenie się ponad pierwszych nie jest nieszlachetne, ponad niższych zaś — jest czymś prostackim, tak jak okazywanie swej siły słabym.
W praktyce brzmi nieźle. Jednak różni się to znacznie od postulatu chrześcijaństwa, jak i również nowożytnych szkół etycznych, które przy tworzeniu norm postępowania próbują usunąć „mnie” z horyzontu. U Arystotelesa wszelka dobroczynność nie jest powodowana łaską Boga lub jakąś formą altruizmu, a wręcz przeciwnie: osobistym dbaniem o doskonałość swojej własnej osoby.
Ponad 2000 lat po Arystotelesie francuski filozof polityczny Alexis de Tocqueville zwrócił uwagę na to, jak ideał „oświeconej miłość do siebie samego” w sposób naturalny skłania ludzi do poświęcania własnego czasu i pieniędzy dla innych, gdyż to przynosi korzyść obu stronom.
Tocqueville nie był tu pierwszy. Nieco wcześniej podobne myśli sformułował Adam Smith, jeden z najważniejszych myślicieli liberalnych w historii. Uważał, że racjonalne kierowanie się własnym interesem w ogólnym rozrachunku najlepiej (co nie znaczy: idealnie) rozwiąże problemy ludzkości (to jest właśnie ta słynna niewidzialna ręka wolnego rynku).
Takie myślenie w dobie globalnych problemów np. ekologicznych naraża się oczywiście na ataki. Warto się jednak zastanowić: czy niezdolność do wzięcia za te problemy odpowiedzialności wynika z dbania wyłącznie o swój własny interes czy też raczej z tego, że odbywa się to w sposób nieracjonalny?
Bibliografia:
https://plato.stanford.edu/entries/altruism/
P. Singer (red.) – Przewodnik po etyce