Wiecie jaki jest najczęściej poruszany dział filozofii w debacie publicznej? Etyka. Wiecie o którym dziale ja piszę najrzadziej? O etyce. Nie wiecie czemu? To posłuchajcie.
Przedwczoraj sąd skazał 93-letniego strażnika obozu koncentracyjnego za pomocnictwo w zabójstwie 5232 osób na dwa lata więzienia w zawieszeniu na dwa. Sprawę wszczął wydział do spraw nieletnich. Nasz SS-man miał bowiem w chwili czynu 17 lat. Od dawna te wszystkie procesy dowożonych do sądu zbrodniarzy na wózkach wzbudzały u mnie uśmiech zażenowania, ale chyba to przekroczyło szalę goryczy, stąd ten wpis.
Czytałem w zeszłym roku piękny reportaż o osądzeniu strażników obozu na Majdanku.
Było to świeżo po wojnie, dni dzieliły proces od wydarzeń jakie miały miejsce w Lublinie. Niemal do ostatnich minut przed zajęciem miasta przez Armię Sowiecką trwało tam masowe mordowanie więźniów. Rodziny wpuszczone do obozu i na zamek w Lublinie znajdowały ciepłe zwłoki swoich bliskich.
Kilku zbrodniarzy nie zdołało uciec i postanowiono zorganizować im proces.
Paradoksalnie, w obliczu obecności zachodnich dziennikarzy mieli oni dużo uczciwsze procesy niż polscy partyzanci. Wyrok dosyć oczywisty, każdy dostał śmierć przez powieszenie. Przymusowo zagnani do roboty lubelscy obrońcy próbowali głównie uznać sąd za niewłaściwy – nie ze względu na dobro „klientów”, a po to by nie musieć ich w tym procesie reprezentować.
Dalej sprawa dosyć oczywista. Największym problemem okazało się doprowadzenie skazanych na miejsce straceń, lud Lublina chciał bowiem wziąć sprawy w swoje ręce. Ostatecznie wyrok wykonano zgodnie z planem.
I co? I nic.
Główny motyw tego reportażu to niemoc i niedosyt. Po skali tego co Lublinianie widzieli kilka dni wcześniej to brakowało nie tylko słów, ale wręcz czynów. Wśród mieszkańców panowała atmosfera niewyobrażalnej niemocy i niedosytu. Podejrzewam, że nawet barbarzyński lincz na sprawcach niewiele by tu zmienił.
Kilkadziesiąt lat później czytam o tym, że dziadek lat 93 skazany został za pomocnictwo za w zabójstwie małego miasteczka na dwa lata w zawieszeniu. I tak na dobrą sprawę to nie wiadomo czy tu się śmiać czy płakać. Niezależnie jaką funkcję kary weźmiemy pod uwagę to wzbudza ona śmiech graniczący z niedowierzaniem. Mają te zawiasy w czymś zadośćuczynić? Rodziny ofiar czują się lepiej? A może zapobiec, żeby dziadek znowu nie zapisał się do służby w nazistowskich bojówkach? Albo, żeby inni z wizją, że chwilę przed śmiercią będą ich na wózku po sądach ciągali takich postępków unikali?
Z drugiej jednak strony wszystkie alternatywy rysują się równie tragicznie
Zapewne sporo jest fetyszystów którzy zrzuciliby ze skały pół-żywego człowieka, ale pomijając czym to się różni od standardu nazistów wątpię, żeby satysfakcjonowało co bardziej ludzkie rodziny ofiar hitlerowców.
Bardziej realne wydawałoby mi się wprowadzenie rzeczywistej odpowiedzialności majątkowej. Przepadek mienia zapracowanego przez całe „pokojowe” życie byłby karą tak surową (stosunkowo oczywiście) jak i cywilizowaną. Ale na rzecz kogo? Republiki Federalnej Niemiec? Izraela? Polski? Jakichś organizacji? Wszystko budzi wątpliwości, o potencjale na konflikty nie wspominając. Zresztą, to tylko gdybanie, bo nawet jakby temat ruszył, to zanim się skończy nie będzie już kogo skazywać.
W 1945 roku żołnierze amerykańcy dopuścili się zbrodni wojennej
Wkraczając do Obozu koncentracyjnego w Dachau, po scenach które zobaczyli, po widoku rozkopanych masowych grobów dopuścili się egzekucji ujętych w obozie wartowników. Jak powinniśmy się ustosunkować do tego typu zdarzeń?
Są w etyce różne szkoły. Ta którą ja wyznaję, nakazuje mi przy takich eksperymentach myślowych skapitulować. Gdy widzę obrazki z obozów czy opisy rzezi na Woli doskonale rozumiem młodych żołnierzy, którzy chcieli wziąć za to odwet. Ale też rozumiem dużo starszego pułkownika walącego im na sucho dyscyplinarkę. Bo żołnierz nie jest od wymierzania sprawiedliwości.
Szkoła etyki którą wyznaję, mówi mi, że jak widzę 93 letniego SS-mana i ktoś mi każe wydać tu sprawiedliwy w teorii i praktyce wyrok to mogę jedynie westchnąć. Wszystkie złote myśli filozofów i akademików po prostu giną w starciu nie z kolejnym eksperymentem myślowym, a realiami życia. Fot: wnętrze komory gazowej w KL Stutthof gdzie „służył” skazany.