Żeby to zrozumieć, cofnijmy się na początku do czasów, gdy chodząc po ateńskim rynku Sokrates rozmawiał z ludźmi. Miał w tym wszak swój cel: chciał ich doprowadzić do wiedzy o tym czym jest prawda.
Filozof był przekonany, że dialog jest wspólnym przedsięwzięciem dwojga ludzi, którzy dzięki niemu zmierzają do prawdy. Bardzo irytował Ateńczyków, bo swoje dialogi prowadził w dosyć specyficzny sposób – mówił, że nic nie wie na jakiś temat i chce się od rozmówcy tego dowiedzieć. Gdy słyszał odpowiedź, zadawał kolejne pytanie, które doprowadzało do jej obalenia i czekał na kolejną. Tak aż do skutku. Czyli do wkur… eee… do dojścia do prawdy oczywiście. W ten przedziwny sposób miała się – Sokratesa zdaniem – poprzez odrzucenie błędnych odpowiedzi wykrystalizować ta prawdziwa.
Sokrates gorąco wierzył, że zło pochodzi z niewiedzy i że każdy człowiek, gdy się mu coś wytłumaczy jest w stanie to zrozumieć.
Gdy dziś przeglądam internet takiego współczesnego Sokratesa widzę często. To naprawdę mądrzy ludzie, którzy potrafią sprostować dwie strony bzdurnych linków. Poświęcają na to cały wieczór by z satysfakcją dowiedzieć się od swojego rozmówcy, że… ma na to drugie dwie strony linków. Po kilku wieczorach poświęconych na obalanie wyssanych z palca tez w końcu dostaje coś, co nie jest nawałą linków:
Dobra debilu widzę, że jesteś niereformowalny i mass media wyprały ci mózg. Nara.
Kolejne epickie zwycięstwo współczesnego Sokratesa, który gdyby czytał mojego bloga dowiedziałby się, że dwie strony linków to najzwyklejsza copy-pasta, a jej wklejanie to tak zwany „Galop Gisha”.
Jaki błąd popełnił współczesny Sokrates?
Również w starożytności, lecz tysiące kilometrów dalej na wschód żył człowiek, który był wojskowym, jednak jego najsłynniejsze dzieło można jak najbardziej traktować w kategoriach filozoficznych. „Sztukę wojny” chińskiego generała Sun Tzu dziś czytają nie tylko oficerowie, ale także marketingowcy, psychologowie czy nauczyciele (a moim skromnym zdaniem powinien ją przeczytać każdy).
W pierwszym rozdziale tej genialnej książki pisze on jakie warunki musi spełniać dobry generał: „powinien tworzyć takie sytuacje, które będą odpowiadać jego kwalifikacjom”. Brzmi banalnie, ale przeanalizujmy co Sun Tzu nam radzi:
- Powinien tworzyć sytuacje – krótko mówiąc, dobry generał jest stroną aktywną. Nie w tym sensie, że nigdy się nie cofa, lecz że to on dyktuje warunki na polu bitwy. Czasami najbardziej aktywnym działaniem w tym rozumieniu jest cofanie się, lub stanie w miejscu (np. by sprowokować wroga do ataku). Określę ten warunek jako „aktywność”.
- Sytuacje powinny odpowiadać jego kwalifikacjom – czyli takie, w których będzie potrafił uzyskać dla siebie korzyść. Nie jest sztuką ruszyć na wroga na wariata, jest sztuką zrobić to w odpowiedniej sytuacji. Ten warunek nazwę „korzyścią”.
Dobra, dosyć tej starożytnej chińszczyzny – czas zobaczyć jak przekłada się ona na warunki internetowej walki z bzdurami:
- Aktywność, czyli tworzenie sytuacji
Wróćmy do naszej sytuacji z odpisywaniem w sieci na głupie komentarze. Kto jest w tym momencie stroną aktywną, dyktującą warunki? Oczywiście, że troll! Troll piszący głupie komentarze do sieci jest jak ktoś rzucający psu piłkę, ktoś kto na nie odpisuje jest jak ten pies. Troll stoi w miejscu i się cieszy a odpisujący gania po sieci z wywalonym jęzorem szukając kontrargumentów na to, co jest oczywiste dla każdego normalnego człowieka, ewentualnie dla człowieka jako tako obeznanego w temacie.
Żeby zrozumieć sens jak ważna jest aktywność, trzeba się odwołać do pojęcia kosztów utraconych. Odpisywanie trollom (czy też odpowiadanie na zaczepki wroga) zużywa naszą energię i czas, których zasoby mamy ograniczone. 8 godzin rozmów z idiotą to już solidny post na blogu. Trzeba zrozumieć, że wymyślanie bzdur jest dużo prostsze niż ich prostowanie – należy więc przestać to robić bo w takim starciu nie mamy szans! Jakiś czas temu był reportaż Superwizjera o tym jak działa farma trolli i jedno co się rzuciło w oczy to niska stawka. Nic dziwnego, bo ktoś kto umie szybko klikać w klawisze i ma odpowiedni zasób słów kluczowych jest w stanie takich fake-newsów na 2000 znaków napisać kilka na godzinę. A prostowanie? Jednego zajmuje nierzadko kilka godzin, bo trolle nauczyły się unikać fraz za pomocą Google szybko sprawdzalnych (np. nie piszą nazwisk tylko „Jeden z chińskich dyplomatów powiedział” itp.).
- Korzyści
Strata naszego czasu i energii to jednak nie wszystko w polemice z trollami. W social mediach nie dyskutujemy przecież w próżni, lecz stale jesteśmy obserwowani przez innych. Zresztą porównajmy to do piłki – przyjmijmy, że założyłem drużynę piłkarską FC Filozofia dla januszy i ta drużyna zagra sparing z Liverpoolem czy inną Barceloną. Wynik Filozofia 0 – 19 Liverpool. Niby porażka, ale nie trzeba być geniuszem, by zauważyć, że wygranym jest tu Filozofia. Bo: a) ludzie się dowiadują o jej istnieniu b) dla tych którzy na piłce się znają jeszcze gorzej ode mnie taka drużyna może się nagle wydać jakimś… no może nie równorzędnym, ale kimś, kto może w ogóle zostać uznany za przeciwnika dla najlepszych zespołów świata. Tymczasem Liverpool poza skopanymi piszczelami i zmęczeniem nie zyskuje nic.
Dokładnie takie same błąd popełniamy wchodząc z trollem w polemikę. Szczególnie, jeżeli mamy coś do powiedzenia! Zazwyczaj taka dyskusja przeradza się w tyradę setek komentarzy których nikt nie czyta, a co gorsza – które każdy postrzega jako wymianę poglądów między równorzędnymi partnerami. Jeszcze gorzej jest, gdy taki troll zostanie wyciągnięty na wierzch przez dużo większego gracza. Każdy płaskoziemca dałby sobie obie nerki wyciąć gdyby na antenie CNN czy innego BBC miał z nim dyskutować w „debacie” jakiś ważniak z NASA. Tu jedna strona wygrała już w momencie umówienia „debaty”…
„Nie palcie komitetów, zakładajcie swoje!”
Oczywiście, prostowanie bzdur jest działalnością chwalebną, ale czy aby na pewno nie można tego robić skuteczniej? Czy tych godzin poświęconych na obalanie tez o tym, że szczepionki powodują autyzm nie lepiej zainwestować w post – na własnym blogu – na temat tego jak działają i jak bardzo zmieniły ludzkie życie na lepsze? Czy zamiast prostować informacje o tym, że Ziemia jest płaska nie lepiej po prostu wytłumaczyć w praktycznych przykładach jak działa fizyka, właśnie dlatego, że Ziemia płaska nie jest?
W debacie publicznej trzeba odrzucić naiwne przekonanie Sokratesa, że każdy może dojść do prawdy. Rzeczywiście, zdarza się czasami, że najgorszy foliarz może się nawrócić (jak sobie przypomnę siebie sprzed kilku lat….) ale stawka toczy się zazwyczaj o dusze (czy raczej rozumy) tych, którzy w danym temacie zdania nie mają. Odpowiedzią na fake newsy nie jest ich prostowanie. Odpowiedzią jest podawanie – w sposób przystępny i równie atrakcyjny w odbiorze – prawdy.
Jeżeli Ci się podobało:
Jeden komentarz do “Nie da się wygrać z fake newsami ciągle je dementując!”