Nie przeczytałem żadnej książki Tokarczuk i szybko nie zamierzam. /OPINIA/

Ale kiedyś czytałem „W pustyni i w puszczy”. A tam jedną z epizodycznych postaci był generał Gordon, bohatersko poległy w obronie Chartumu.

Generał Gordon, nim miał okazję wyzionąć ducha w obecnej stolicy Sudanu spędził na Bliskim Wschodzie wiele czasu.

Jako gorliwemu chrześcijaninowi szczególnie spodobała się Jerozolima, choć… z jednym małym wyjątkiem. Otóż Gordon nie mógł zrozumieć jak to jest, że Bazylika Grobu Pańskiego mieści się tam, gdzie się mieści – czyli w obrębie murów Starego Miasta. Generał absolutnie odrzucał tą lokalizację. W Piśmie jak wół stoi, że Jezus został ukrzyżowany poza miastem i pochowany nieopodal. Gordon przychylił się więc do innej, mniej popularnej lokalizacji domniemanego Grobu Chrystusa, dziś zwanej od jego nazwiska „grobem Gordona”.

Nie wchodząc w rozważania o archeologii biblijnej powiedzmy od razu: brytyjski wojskowy miał i nie miał racji. Miał, gdyż rzeczywiście Biblia mówi o ukrzyżowaniu Jezusa za miastem. Nie miał, bo Bazylika Grobu Pańskiego też leżała poza murami Jerozolimy… w rozumieniu z czasów Chrystusa i spisania tej opowieści. Później mury zostały przebudowane i objęły również jej teren.

To dosyć pouczająca historia w sytuacji, gdy za sprawą Nobla media wymuszają wręcz lekturę powieści Olgi Tokarczuk

Wydawać by się mogło, że czytanie to umiejętność zdobywana przez kilkuletnie dzieci. Ale tak jak nie każdy z prawem jazdy nadaje się na wyścigi Formuły 1, tak nie każdy potrafiący ze zrozumieniem przeczytać dwa akapity notki prasowej powinien porywać się z marszu na lekturę Olgi Tokarczuk, Biblii, Platona czy innych dzieł z „wyższej półki”. Powody są dwa.

Po pierwsze, można zostać snobem.

Snob to ktoś, kto cierpi na chorobę „Słowacki wielkim poetą był”. Był bo… był. Snob co prawda nie wie czemu, ale tak mówią na mieście, to w dobrym tonie jest to powtarzać. Snob używa dużej ilości trudnych wyrazów i sypie dziwnymi nazwiskami. Jego postawę mogę porównać do podróżnika, który odwiedził wszystkie państwa świata i chwalił się potem, że jednego razu zaliczył dzięki przesiadkom kilka państw w ciągu jednego tygodnia. No można tak, ale po co? Na swój sposób snobizm wyznaje też inna grupa odbiorców: skrajni antykomformiści gotowi napluć na wszystko co modne. Tak jak ci pierwsi snobi czytają, żeby kompulsywnie pochwalić, tak ci drudzy równie automatycznie wszystko odrzucą. „Tokarczuk? Meh, przereklamowana…”

Po drugie, bo to trochę bez sensu.

„Co za gówno. Jakiś kot tam lata i nic z tego nie wynika.” – usłyszałem swego czasu od pewnego znajomego, który zobaczył na mojej półce „Mistrza i Małgorzatę”. Wbrew pozorom z tego zdania nie bije bezdenna głupota. Bije podświadoma arogancja i towarzyszące naszemu gatunkowi przekonanie, że wiemy lepiej. Tak dosadny sąd stoi wszak w opozycji do tysięcy opinii krytyków, którzy masowo uznają dzieło Bułhakowa za jedną z najważniejszych książek XX wieku. W takich momentach często jest przytaczana anegdota z „Nowych szat cesarza” o tym, jak małe dziecko zobaczyło, że król jest nagi, ale może jednak lepiej się zastanowić, co też skłoniło tysiące oczytanych ludzi do diametralnie innej opinii niż nasza? I dopuścić do myśli, że to my możemy być w błędzie i czegoś nie zrozumieć.

Oczywiście, może być zupełnie inaczej. Np. „Imię róży” to wciągający kryminał, którego warstwa fabularna zaspokoi nawet potrzeby laika. Ale laik dużo więcej by odkrył, gdyby się dowiedział, że akcja dzieje się w tym samym roku, w którym Petrarka wydaje „Listy do Laury” zaś główny bohater ma nazwisko nawiązujące nie tylko do psa z Sherlocka Holmesa, ale również pewnego filozofa. I wiele, wiele innych bo autor napchał tam takich nawiązań dziesiątki, z których większości nie jestem w stanie odcyfrować.

Bardzo nie lubię rad jakie niektórzy artyści czy krytycy sztuki dają początkującym

„Idź po prostu do muzeum i patrz!”. I co dalej? Duch Święty ma w tym momencie zstąpić? Wydaje mi się, że niektórzy tego właśnie oczekują. Tymczasem to kompletnie nie o to chodzi. Trochę szkoda czasu na to, żeby iść do muzeum, czasami na drugi koniec świata, przejść się alejkami i po powrocie do domu dowiedzieć się, że widzieliśmy jakieś wielkie dzieło, ale kompletnie nie zwróciliśmy na nie uwagi.

Do obcowania z kulturą, niezależnie czy to literatura, filozofia czy sztuki piękne trzeba się przygotować.

O ile oczywiście chcemy wynieść z tego jak najwięcej. Nie ma nic złego w traktowaniu jakiejś poważnej lektury jako książki do poduszki, o ile mamy świadomość, że czytamy to jak niezobowiązującą zabawę i zapewne wiele rzeczy nam umyka. Ja osobiście jestem człowiekiem oszczędnym i wygląda mi to trochę na marnowanie czasu. Wolę podręczniki, opracowania, komentarze z renomowanych wydawnictw. A dopiero później właściwa lektura i własne wnioski.

Dlatego nie czytałem książek Olgi Tokarczuk i wielu, wielu innych uznanych autorów – za mało jeszcze wiem o literaturze i współczesnej kulturze by wyciągnąć z nich tyle ile wyciągnąć bym chciał. Może za kilka miesięcy. Albo i lat.

Jeżeli Ci się podobało:

Komentarze